Ci ludzie byli z Jezusem
W 3 rozdziale Dziejów Apostolskich, zaraz po zmartwychwstaniu, napotykamy na Piotra i Jana w drodze do świątyni, gdzie zamierzali się modlić. Na zewnątrz, przy bramie świątyni siedział żebrak, chromy od urodzenia. Ten człowiek nie postawił w swoim życiu ani jednego kroku. Musiał być codziennie przynoszony przed bramę świątyni, gdzie żebrał, aby zarobić na życie.
Kiedy żebrak zobaczył nadchodzących Piotra i Jana, poprosił ich o jałmużnę. Piotr odpowiedział: "Srebra i złota nie mam, lecz co mam, to ci daję" (Dz 3,6). Następnie Piotr pomodlił się o żebraka mówiąc: "W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, chodź" (3,6). Człowiek ten od razu został uzdrowiony. W pełni radości mężczyzna zaczął biegać po świątyni, podskakiwać i krzyczeć: "Jezus mnie uzdrowił!".
Wszyscy w świątyni byli zadziwieni tym widokiem. Ludzie poznali, że był to ten chromy człowiek, który całymi latami żebrał przy bramie świątyni. Kiedy Piotr i Jan zobaczyli zbierające się tłumy, zaczęli głosić Chrystusa. Mówili odważnie, zachęcając: "Przeto upamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze" (3,19). Tysiące osób zostało zbawionych: "Wielu zaś z tych, którzy słyszeli tę mowę, uwierzyło, a liczba mężów wzrosła do około pięciu tysięcy" (4,4).
Jednak kiedy Piotr i Jan głosili, przywódcy synagogi "przystąpili do nich... oburzeni" (4,1-2). Ci odstępczy pasterze byli wściekli, ponieważ Bóg uczynił cud przez uczniów Jezusa. W rezultacie wtrącili Piotra i Jana do więzienia, a następnego dnia postawili obu uczniów przed sądem. Wszelkie jerozolimskie władze religijne były obecne na procesie: "...zebrali się... Annasz, arcykapłan, i Kaifasz, i Jan, i Aleksander, i wszyscy, ilu ich było z rodu arcykapłańskiego" (4,5-6). Ci najważniejsi i potężni mężowie zapytali uczniów: "Jaką mocą, albo w czyim imieniu to uczyniliście?" (4,7).
Cóż za śmieszne pytanie! Ci ludzie doskonale wiedzieli, czyje imię głoszono. Widzieli chromego, który biegał krzycząc, że uzdrowił go Jezus. Widzieli, jak pięć tysięcy ludzi wyznawało swoje grzechy, wymawiając imię Chrystusa i prosząc o oczyszczenie. Wiedzieli nawet, że nawracali się niektórzy z ich kapłanów, wyznając, iż pomogli w ukrzyżowaniu Syna Bożego. Ci przywódcy musieli rozumieć, że w imieniu Jezusa jest moc. Ale celowo chcieli być na to zaślepieni.
Nagle Piotr został ośmielony przez Ducha Świętego. Odpowiedział dostojnikom: "Nazywa się Jezus Chrystus Nazareński, to Jego ukrzyżowaliście kilka tygodni temu. Bóg wzbudził Go z martwych, a teraz Jego moc uzdrowiła tego człowieka. Nie można być zbawionym przez żadne inne imię. Będziecie zgubieni, jeżeli nie będziecie wzywać imienia Chrystusa" (zobacz Dz 4,9-12).
Władcy synagogi siedzieli kompletnie zaskoczeni: "Dziwili się [podziwiali ich]; poznali ich też, że byli z Jezusem" (4,13). Słowo "poznali" pochodzi od zwrotu oznaczającego "rozpoznawalny z powodu pewnej wyróżniającej cechy". Jakaś moc opanowała Piotra i Jana. Ta moc wyróżniała ich spośród innych ludzi, którzy występowali przed sądem. Była tak oczywista i wyraźna dla wszystkich, że dostojnicy "nie wiedzieli, co odpowiedzieć" (4,14).
Co było tą wyróżniającą cechą Piotra i Jana? Była to obecność Jezusa. Byli podobni do samego Chrystusa i mieli Jego Ducha. Przełożeni synagogi zrozumieli: "Ukrzyżowaliśmy Jezusa. Ale On ciągle przemawia dzisiaj - czyniąc cuda, głosząc pokutę, poruszając ludzi - przez tych dwóch niewykształconych mężów".
Dokładnie w tym momencie Piotr i Jan wypełniali polecenie Jezusa, aby świadczyć o Nim, "rozpoczynając od Jerozolimy". Składali świadectwo przez obecność Chrystusa w ich życiu. Wierzę, że również takie będzie potężne świadectwo Boga w dniach ostatecznych. Nie będzie to świadectwo poprzez samo głoszenie. Będzie się ono również przejawiać przez mężczyzn i kobiety, którzy "byli z Jezusem" - zamykając się z Nim sam na sam, spędzając czas w Jego obecności, szukając Go z całego serca i duszy. Duch Święty wyróżni ludzi służących w ten sposób, dając im swoją moc, a świat powie o nich: "Ta osoba była z Chrystusem".
Oto cztery wyróżniające cechy tych, którzy byli z Jezusem:
Ci, którzy spędzają czas z Jezusem ciągle pragną więcej Jego. Ich serca stale wołają, chcąc lepiej poznać Mistrza, przybliżyć się do Niego, wzrastać w poznaniu Jego dróg.
Apostoł Paweł mówi: "A każdemu z nas dana została łaska według miary daru Chrystusowego" (Ef 4,7), "...stosownie do wiary [ang. "miary wiary" - przyp. tłum.], jakiej Bóg każdemu z was udzielił" (Rz 12,3). Czym jest ta "miara", o której mówi Paweł? Oznacza ograniczoną ilość. Innymi słowy, wszyscy otrzymaliśmy pewną ilość zbawiennego poznania Chrystusa.
Niektórzy wierzący nie chcą nic ponad tę wstępną miarę. Chcą tylko na tyle Jezusa, aby uniknąć sądu, aby czuć, że ich grzechy zostały przebaczone, aby utrzymać dobrą reputację i żeby wytrzymać godzinę w kościele raz w tygodniu. Tacy ludzie funkcjonują "w trybie przeżycia". Dają Jezusowi tylko niezbędne minimum: chodzenie do kościoła, wymamrotaną raz dziennie modlitwę, może krótkie zerknięcie do Biblii. Krótko mówiąc, ci wierzący unikają zbytniego zbliżenia się do Jezusa. Wiedzą, że jeżeli będą czytać dużo Jego Słowa lub będą się modlić, Duch Święty postawi im wymagania, a na pewno nie chcą zmieniać swojego stylu życia. Według nich, poznanie Jezusa stawia pod znakiem zapytania wszystko, co ma dla nich znaczenie.
Jednak Paweł chciał, aby każdy wierzący doświadczał tego, o czym pisał: "A on ustanowił jednych apostołami... prorokami... ewangelistami... pasterzami i nauczycielami; aby przygotować świętych... aż dojdziemy wszyscy do... poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości i dorośniemy do wymiarów [ang. "miary" - przyp. tłum.] pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki, przez oszustwo ludzkie... prowadzące na bezdroża błędu; lecz abyśmy będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa" (Ef 4,11-15).
Jednym słowem Paweł mówił: "Bóg dał te dary duchowe, abyście mogli być wypełnieni Duchem Chrystusowym. Jest to konieczne, ponieważ nadchodzą oszuści, po to, by was ograbić z wiary. Jeżeli będziecie zakorzenieni w Chrystusie i będziecie w Nim dojrzewać, żadna fałszywa nauka na was nie wpłynie. Jednak jedynym sposobem na wzrastanie i dojrzewanie jest większe pragnienie Jezusa".
Nie każdy chrześcijanin dąży do tego rodzaju dojrzałości. Wielu wierzących woli ewangelię, która mówi tylko o łasce, miłości i przebaczeniu. Oczywiście są to cudowne prawdy biblijne, ale według Pawła jest to mleko, a nie stały pokarm, którego wymaga dorosłe życie. Nie możesz urosnąć do pełnej postury w Chrystusie, jeżeli odmawiasz słuchania ewangelii, która prowokuje cię do szukania Pana i chodzenia w Jego świętości.
W Liście do Hebrajczyków czytamy: "Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego. Każdy bowiem, który się karmi mlekiem, nie pojmuje jeszcze nauki o sprawiedliwości, bo jest niemowlęciem. Pokarm zaś stały jest dla dorosłych, którzy przez długie używanie mają władze poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego" (Hbr 5,12-14).
Autor listu mówi: "Wystarczająco długo słuchaliście dobrego nauczania i dobrych kazań. Teraz już sami powinniście być nauczycielami. A jednak, po tylu latach, ciągle jesteście w tym samym miejscu, w którym byliście w dniu zbawienia. Nic nie wiecie o stałym pokarmie Słowa Bożego. Ciągle jesteście niedojrzali. Nie wrośliście w pełni w Jego sprawiedliwość".
Niestety, właśnie dlatego wielu chrześcijan pada ofiarą wszelkich fanaberii duchowych. Łatwo ich zwieść, ponieważ gonią za głupotą. Ale dojrzałego wierzącego nie da się tak łatwo usunąć z jego miejsca modlitwy. Taki wierzący wie, że to jest prawdziwe miejsce przebudzenia. Ciągle rozwija w sobie dar rozróżniania, ponieważ spędza wartościowy czas z Jezusem.
Wiele osób, które z nami koresponduje, wyraża frustrację z powodu braku życia w ich zborze i martwych kazań pastora. Piszą: "Nie możemy znaleźć społeczności, w której jest ogień. Pragniemy, ale nie wzrastamy". Niektórzy z nich kończą swoje listy narzekaniem. Jednak są też tacy, którzy piszą, że po prostu zdecydowali się więcej przebywać z Jezusem, w modlitwie i na czytaniu Jego Słowa. Ich listy łatwo odróżnić od innych. Duch Chrystusowy emanuje z każdego wiersza.
Prawdopodobnie znacie takich wierzących. Zawsze gorliwie dzielą się jakąś prawdą, której nauczyli się, spędzając czas z Panem. Przecież to, co wypełnia nasze serca, przejawia się w naszym życiu. Dla kontrastu posłuchajcie, o czym mówią inni chrześcijanie. Koncentrują się na sporcie, filmach, telewizji, Internecie, modzie, fryzurach. Od razu widać, co zabiera im najwięcej czasu i energii. Są naznaczeni przez swoje uzależnienia.
Jednak ci, którzy spędzają czas sam na sam z Jezusem są przygotowywani na nadchodzące dni. Już teraz otrzymują pocieszenie Chrystusowe, przenikające głęboko ich dusze. Chociaż cały świat ogarnia panika, ci wierzący nie tracą pokoju.
Im więcej czasu przebywamy z Jezusem, tym bardziej stajemy się podobni do Chrystusa pod względem czystości, świętości i miłości. Rezultatem chodzenia w czystości jest odwaga w życiu dla Boga. Biblia mówi: "Występny ucieka, chociaż nikt go nie goni: lecz sprawiedliwy jest nieustraszony, jak młody lew" (Przyp 28,1). Słowo "nieustraszony", użyte w tym wersecie, oznacza "zabezpieczony, pewny". Jest to rodzaj odwagi, którą dostojnicy synagogi dojrzeli w Piotrze i Janie.
Biblia nie opisuje tej sceny szczegółowo. Mogę was jednak zapewnić, że przywódcy religijni zorganizowali wszystko uroczyście i z pompą. Najpierw dygnitarze z powagą zajęli miejsca na aksamitnych fotelach. Później przybyli krewni arcykapłanów. Na koniec, w momencie cichego wyczekiwania, wyniośle weszli arcykapłani w długich szatach. Wszyscy kłaniali się na widok kapłanów, którzy sztywno szli w kierunku miejsc sędziowskich.
Wszystko to miało onieśmielić Piotra i Jana. Tak, jakby przywódcy chcieli powiedzieć: "Spójrzcie na to realnie, rybacy. Zastanówcie się, przed jaką władzą i zwierzchnością stoicie. Lepiej grzecznie rozmawiajcie z tymi przywódcami. To ważni i bardzo szanowani ludzie".
Ale uczniowie nie przestraszyli się tego widoku. Zbyt długo przebywali z Jezusem. Wyobrażam sobie, że Piotr pomyślał: "Mogliby już sobie dać spokój i rozpocząć to zebranie. Dajcie mi dostęp do mównicy i wolną rękę. Mam dla zgromadzonych Słowo od Boga. Dziękuję Ci Jezu, że pozwalasz mi głosić przed tymi, którzy Cię nienawidzą".
Nagle urzędnik sądowy krzyknął do uczniów: "Powstańcie i stańcie przed sędzią!". Piotr i Jan spojrzeli w górę i ujrzeli arcykapłana wpatrującego się w nich w milczeniu. Arcykapłan rozpoczął bardzo oficjalnym tonem: "Jaką mocą albo w czyim imieniu to uczyniliście?". Innymi słowy mówił: "My tutaj stanowimy prawo, a nie daliśmy wam pełnomocnictwa do czynienia takich rzeczy. W czyim imieniu działacie?".
Następny werset rozpoczyna się w następujący sposób: "Wtedy Piotr, pełen Ducha Świętego..." (Dz 4,8). Dla mnie oznacza to, że Piotr nie miał zamiaru wygłosić wykładu oraz że nie zamierzał mówić cicho i powściągliwie. Piotr był człowiekiem opanowanym przez Jezusa, pełnym Ducha Świętego. Pamiętajcie, że tych dwóch uczniów niedawno opuściło salę na piętrze. To dopiero można nazwać "przebywaniem z Jezusem": Piotr i Jan mieli społeczność ze zmartwychwstałym Chrystusem. I teraz Piotra opanował Duch samego zmartwychwstałego Pana. Przywódcy synagogi mieli zaraz doświadczyć ognia z nieba.
Nie sądzę, że kiedy Piotr przemawiał, to stał w jednym miejscu i mówił cichym głosem. Widzę go raczej chodzącego po sali sądowej, wymachującego i krzyczącego: "Wy starsi Izraela pytacie mnie: 'W czyim imieniu został uzdrowiony ten człowiek?'. No to wam powiem". W 4 rozdziale Dziejów Apostolskich kazanie Piotra ma tylko cztery wersety. Ale wierzę, że jest to tylko skrót tego, o czym mówił apostoł. Wyobrażam sobie, że Piotr mówił: "Posłuchajcie wszyscy. Ten cud został uczyniony w imieniu Jezusa Chrystusa, wyłącznie w Jego autorytecie. Pamiętacie Go, ponieważ Go ukrzyżowaliście. Ale Bóg wzbudził Go z martwych. On żyje. Wszystko, co dzisiaj widzieliście było czynione w Jego mocy".
Czytaliśmy już, że "sprawiedliwy jest bezpieczny i pewny jak młody lew" (zobacz Przyp 28,1). Po pierwsze, słudzy Boży są pewni swojej tożsamości w Chrystusie, a po drugie, stoją pewnie w sprawiedliwości Jezusa. Dlatego nie mają nic do ukrycia. Mogą stanąć przed każdym z czystym sumieniem.
Piotr wyrażał tego rodzaju ufność, kiedy głosił. Jego celem nie było sądzenie lub umniejszanie znaczenia tych przywódców religijnych. Chciał tylko, żeby zrozumieli, że grzeszą i żeby pokutowali. Dlatego poprosił ich o "podniesienie rąk i wyjście do przodu", mówiąc: "Albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12).
Paweł pisze podobnie, stwierdzając najpierw: "W Bogu naszym nabraliśmy odwagi, by w ciężkim boju głosić wam ewangelię Bożą" (1 Tes 2,2). A kilka wersetów dalej apostoł wyjaśnia: "Byliśmy pośród was łagodni jak żywicielka otaczająca troskliwą opieką swoje dzieci" (2,7).
Ci, którzy przebywają w obecności Jezusa nabierają pewności. Dlatego nie boją się mówić prawdy. Nie muszą jednak przekazywać swojego przesłania władczym tonem. W każdych okolicznościach głoszą ewangelię z miłością i miłosierdziem.
W nadchodzących dniach ważne będzie, aby mieć tę śmiałą pewność. Już teraz wiatry poprawności politycznej sprawiają, że imię Jezusa jest dla wielu obrazą. Wkrótce wielu wierzących będzie prześladowanych, a ci, którzy są nieprzygotowani, ugną się pod presją. Skończą tchórząc przed tymi, którzy nienawidzą Chrystusa.
Podczas mojej ostatniej podróży po Europie wschodniej, gdzie usługiwałem Słowem, mój przyjaciel, polski pastor, opowiedział mi, jak stawił czoła presji w czasach komunistycznych. Pracował w fabryce i majster powiedział mu, że szefowie partii przyjeżdżają na ważne spotkanie. Partia miała przyjmować dygnitarzy z zagranicy i chcieli, żeby pastor był tłumaczem. Mój przyjaciel zgodził się pod jednym warunkiem: "Jestem chrześcijaninem, służę Jezusowi, więc nie będę pił". Zdawał sobie bowiem sprawę, że na tego rodzaju spotkaniach wódka płynęła strumieniami i że będzie się od niego oczekiwać w tym udziału. Majster zgodził się, aby mój przyjaciel nic nie pił.
Następnego dnia, gdy tylko rozpoczęło się spotkanie, dookoła stołu zaczęła krążyć butelka wódki. Przewodniczący partii komunistycznej nalał sobie, podobnie zrobił majster. Ale kiedy butelka dotarła do pastora, ten odmówił. Wszyscy spojrzeli przestraszeni. Zaczęli go namawiać, żeby się z nimi napił. Przewodniczący partii spojrzał na majstra, jakby pytał: "Dlaczego on nie chce pić? Myśli, że jest od nas lepszy?". Majster spojrzał na pastora ze wściekłością. Ale wierzący nadal odmawiał.
Mój przyjaciel był gotów od razu pójść do więzienia. Spodziewał się prześladowań, tortur, oddzielenia od tych, których kochał na lata. Jednak w myślach nie miał wątpliwości, że należy być posłusznym. Nie bał się niczego. Dlaczego? Spędzał czas sam na sam z Jezusem. To jedyny sposób, aby ktoś w takich okolicznościach mógł posiadać taką siłę.
Następnego dnia majster wezwał mojego przyjaciela do siebie. "Masz szczęście" - powiedział. "Przewodniczący partii zadzwonił do mnie po spotkaniu. Powiedział, że jeśli kiedyś będzie potrzebował do wykonania jakiegoś specjalnego zadania kogoś godnego zaufania, to wyśle ciebie".
Ci przywódcy byli zadziwieni pewnością i poczuciem bezpieczeństwa pastora. Wiedzieli, że niczego się nie boi, łącznie ze śmiercią. Nawet poganin widzi, że taka odwaga może wynikać tylko z przebywania z Jezusem.
Kiedy Piotr i Jan stali czekając na ogłoszenie wyroku, uzdrowiony człowiek był tam z nimi. Stał jako namacalny, żywy dowód tego, że Piotr i Jan byli z Jezusem. Kiedy przywódcy synagogi patrzyli "na człowieka uzdrowionego, który stał z nimi, nie wiedzieli, co odpowiedzieć" (Dz 4,14). Przywódcy naradzali się szeptem: "Cóż poczniemy z tymi ludźmi? Wiadomo przecież wszystkim mieszkańcom Jerozolimy, że dokonali oczywistego cudu, i nie możemy temu zaprzeczyć" (zobacz 4,16). Puścili więc uczniów wolno.
Co zrobili Piotr i Jan po uwolnieniu? "Przyszli do swoich i opowiedzieli wszystko, co do nich mówili arcykapłani i starsi" (4,23). Święci w Jerozolimie cieszyli się razem z uczniami. Później modlili się: "A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa" (4,29-30). Innymi słowy modlili się: "Boże, dziękujemy Ci za odwagę, którą dałeś naszym braciom. Ale wiemy, że to dopiero początek. Prosimy spraw, żebyśmy wszyscy mieli odwagę mówić ze świętą pewnością. I daj nam widoczne dowody tego, że jesteś z nami".
Bez wątpienia Piotr i Jan widzieli rezygnację na twarzy arcykapłana, kiedy ten zdał sobie sprawę, że byli z Jezusem. Piotr pewnie mrugnął do Jana i powiedział: "Gdyby tylko wiedzieli. Pamiętają jedynie, że byliśmy z Jezusem wiele tygodni temu. Nie zdają sobie sprawy, że cały czas przebywamy ze zmartwychwstałym Mistrzem. Nie tak dawno widzieliśmy się z Nim w sali na piętrze. Dziś rano byliśmy z Nim, modląc się w celi. I gdy tylko stąd wyjdziemy, znowu się z Nim spotkamy, razem z braćmi".
To właśnie dzieje się z mężczyznami i kobietami, którzy spędzają czas z Jezusem. Gdy przebywają z Chrystusem, On jest z nimi gdziekolwiek idą.
Kiedy przychodzi kryzys, nie ma czasu na budowanie się w modlitwie i wierze. Ale ci, którzy przebywają z Jezusem są zawsze gotowi.
Pewna para napisała ostatnio do naszej misji, w duchu, który objawiał, że są to ludzie, którzy przebywają z Jezusem. W liście opisali okropną tragedię. Ich 24-letnia córka była na spotkaniu z przyjaciółką, kiedy jakiś szaleniec porwał obie młode kobiety. Zabrał je w odosobnione miejsce, gdzie wypuścił przyjaciółkę córki. Później zamordował ich córkę w przerażający sposób.
Kiedy policja opisała im wydarzenie, rodzice byli w szoku. Ich przyjaciele i sąsiedzi zastanawiali się: "Jak rodzicie mogą przeżyć tego rodzaju tragedię? Jak mogą żyć wiedząc, co się stało z ich córką?". Jednak w ciągu godziny Duch Święty przyszedł do pogrążonej w żalu pary, przynosząc im nadnaturalne pocieszenie. Oczywiście w ciągu bolesnych dni, które nadeszły, zasmuceni rodzice ciągle pytali Boga: "dlaczego?", ale jednocześnie doświadczali Bożego odpocznienia i pokoju.
Każdy, kto znał tych ludzi był zadziwiony ich spokojem. Ta para była po prostu przygotowana na kryzys. Przez cały czas wiedzieli, że Bóg nigdy nie pozwala, żeby coś się im przydarzyło, jeżeli nie ma w tym swojego celu. I kiedy przyszła straszna wiadomość, nie załamali się.
Rodzice i ich pozostałe dzieci wkrótce zaczęli się nawet modlić o mordercę. Ludzie z miasta nie mogli tego zrozumieć. Chcieli krwi. Ale ta bogobojna para mówiła i nauczała o tym, że Bóg może dać siłę, niezależnie od tego, co się przydarzy. Ludzie z miasta widzieli, że ta siła pochodzi jedynie od Jezusa. Wkrótce mówili o tej parze: "Oni są cudem. To są prawdziwi ludzie Jezusa".
Widziałem przykład takiej widocznej siły w Moskwie, kiedy przemawiałem do 1200 pastorów. Ludzie ci przyjechali z całej Rosji, nawet z dalekiej Syberii. Kiedy mówiłem, Duch Święty sprawił, że zapytałem, czy któryś z nich zastanawia się nad porzuceniem służby. Setki wyszły do przodu, prosząc o modlitwę. Pomyślałem: "Panie, tego się nie spodziewałem. Co chcesz, żebym zrobił z tymi pasterzami?".
Duch Święty przypomniał mi o miesiącach, które spędziłem na modlitwie za tych pastorów. Przypomniał mi również o miłości do nich, którą Bóg włożył w moje serce. Bóg pokierował mną, abym modlił się, by każdy pastor, który przyjechał na tę konferencję wrócił z niej uzdrowiony i zachęcony. Wtedy zdałem sobie sprawę, że Bóg odpowiadał na tę modlitwę w sposób, którego sam nigdy bym nie wymyślił. Przez te wszystkie miesiące przebywałem z Jezusem, a teraz On stał przy mnie. Duch wyszeptał: "Módl się o nich w imieniu Jezusa. Ja ich odnowię".
Kiedy się modliłem, ci mężczyźni zostali dotknięci świętym "złamaniem". Wkrótce słychać było cichy płacz i radosne uwielbianie. Byłem świadkiem widocznych cudów uzdrowienia i odnowienia wśród tych pastorów. Niedawno nasza osoba kontaktowa w Rosji napisała do nas o tym, że od tamtego dnia Duch kontynuuje swoją pracę: "Zewsząd dochodzą do nas świadectwa. Ci pastorzy powrócili do swoich zborów mówiąc: 'Przyjechałem do domu wywyższać Jezusa'".
Podczas jednego ze spotkań w Rosji rozmawiałem z pastorem, który spędził osiemnaście lat w więzieniu. Twarz tego człowieka w widoczny sposób promieniuje Chrystusem. Obecnie koordynuje on pracę 1200 zborów w Rosji. Jednak podczas pobytu w więzieniu przeżywał ciężkie chwile. "Jezus był dla mnie prawdziwy" - świadczył - "bardziej prawdziwy niż kiedykolwiek w życiu".
Z powodu charakteru odzwierciedlającego charakter Chrystusa, pastor był szanowany przez wszystkich w więzieniu, łącznie z twardymi więźniami i złośliwymi strażnikami. Pewnego dnia Duch Święty szepnął do pastora: "Za trzy dni wypuszczą cię stąd". I powiedział pastorowi, żeby o tym świadczył.
Pastor natychmiast wysłał żonie i zborowi wiadomość na temat tego objawienia od Ducha Świętego. Później zaczął mówić swoim współwięźniom, co usłyszał od Boga. Śmiali się z niego, mówiąc: "Nikogo stąd jeszcze nie wypuszczono". Strażnicy też z niego szydzili, mówiąc: "Umrzesz tutaj, kaznodziejo".
Trzeciego dnia, pod wieczór, strażnik spojrzał na pastora i potrząsnął głową. "Niezły ten twój Bóg" - powiedział szyderczo.
Zaraz potem, tuż po godzinie 23, przez głośniki wywołano nazwisko pastora. "Proszę natychmiast przyjść do biura" - ogłoszono. "Zostajesz zwolniony".
Wszyscy więźniowie i strażnicy byli zaszokowani. Kiedy pastor przechodził koło nich, żegnał się z każdym i życzył wszystkiego dobrego. W końcu przeszedł przez bramę więzienną i zobaczył, że czeka na niego żona z kwiatami. Obejmując ją, odwrócił się i spojrzał na więzienie, w którym spędził osiemnaście lat. Współwięźniowie stali w oknach i krzyczeli z całych sił: "Bóg istnieje! Bóg istnieje! Bóg istnieje!".
Bóg dał im widoczny dowód. A stało się to przez bogobojnego pastora, który przebywał z Jezusem każdego dnia przez osiemnaście lat odsiadywania wyroku. Czyż istnieje wspanialszy dowód na istnienie Boga niż życie przemienione dzięki nadnaturalnej mocy Chrystusa? Niechaj i o tobie mówią: "Ten mężczyzna, ta kobieta była z Jezusem" i oby nikt nie był w stanie temu zaprzeczyć.