Co każdy chrześcijanin powinien wiedzieć o duchowym wzrastaniu
"Powinniśmy zawsze dziękować Bogu za was, bracia. Jest to rzecz słuszna. Wiara wasza bowiem bardzo wzrasta, a wzajemna dobroć wasza pomnaża się w was wszystkich" (2 Tesaloniczan 1:3).
Cóż za wspaniały komplement Paweł prawi tutaj Tesaloniczanom! Mówi w rzeczywistości coś takiego: "Niesamowite jak urośliście, zarówno w wierze w Chrystusa, jak i we wzajemnej miłości. Gdziekolwiek się pojawiam, wszystkim opowiadam o waszym wzroście duchowym. Dziękuje za was Bogu!"
W tym krótkim fragmencie Paweł przedstawia nam grupę wierzących, którzy wzrastali w jedności i w miłości. Greckie sformułowanie, którego Paweł używa do wyrażenia "bardzo wzrasta" oznacza w rzeczywistości "wzrastać ponad wszystko inne". Zarówno indywidualnie jak i grupowo wiara i miłość Tesaloniczan wyrastała ponad wszystkie inne kościoły.
Najwyraźniej chrześcijanie w Tesalonikach nie próbowali tylko kurczowo utrzymać się wiary do chwili powrotu Jezusa. Byli w ciągłym ruchu, uczyli się nowych rzeczy, wzrastali - i w ich życiu było to widać. Jak wynika z wypowiedzi Pawła, mówiło się o nich w każdym kościele w Azji.
Wygląda na to że kazania, jakie słyszeli ci ludzie, prowokowały ich do jeszcze głębszej wiary w Chrystusa, do stopienia własnych cielesnych ambicji i odrzucenia wszelkich nawyków nie wypływających z życia z Chrystusem. Duch Święty przełamywał w nich wszelkie bariery etniczne i inne ograniczenia. Uczyli się jak akceptować każdego, niezależnie od tego czy jest biedny czy bogaty, wykształcony czy niewykształcony. A jednocześnie bardzo się o siebie troszczyli, przedkładając drugich w miłości nad siebie samych.
Co więcej, chrześcijanie z Tesalonik nie dawali się łatwo wciągnąć w popełnianie błędów. Nie pozwalali fałszywym nauczycielom pojawiać się w swoim kościele i odciągać ludzi wymyślonymi atrakcyjnymi naukami. Szanowali i nad wszystko przedkładali Boże Słowo.
W tamtym czasie akurat ta grupa chrześcijan była ostro prześladowana. A jednak nie przeszkodziło to innym wierzącym w składaniu wizyt w ich nadzwyczajnym kościele. Ludzie zjeżdżali się do nich całymi wycieczkami. Ci ludzie nie przyjeżdżali jednak, aby dać się oczarować znakami i cudami, albo aby wysłuchać ognistego kazania. Nie, przyjeżdżali, aby być świadkami wielkiego cudu kościoła idącego wspólnie naprzód jako jedno ciało w miłości Chrystusa. Przede wszystkim chcieli widzieć jak silne, mocne zgromadzenie wierzących rośnie w łasce i poznaniu Boga.
Jeśli Paweł mógł prawić komplementy kościołowi w Tesalonikach, wydaje mi się, że ja mogę z kolei powiedzieć coś równie dobrego o naszym zgromadzeniu Times Square Church. Widzę i słyszę rzeczy w naszym zgromadzeniu wierzących, dzięki którym naprawdę wierzę, że "bardzo wzrastamy w Panu".
Nasz kościół ma 12 lat i składamy się z około 103 narodowości. A jednak nie ma między nami jakichkolwiek podziałów etnicznych. Wszyscy wiemy, że jesteśmy z jednej krwi Chrystusowej. A do tego miłość Chrystusowa w naszym kościele jest wyraźnie odczuwalna. Nasi goście mówią mi "Jak tylko wszedłem do środka, poczułem że miłość Chrystusowa wypełnia to miejsce".
W różnych okresach czasu widziałem między nami następujące sposoby wyrażania miłości Chrystusowej:
- Czarny diakon obejmuje białego diakona i mówi "Naprawdę widzę w tobie Jezusa, bracie". Biały brat odpowiada "Tak się cieszę, że cię znam, przyjacielu".
- Przed nabożeństwami nasi diakoni spotykają się na wspólną modlitwę, śpiewanie i uwielbianie. Ich więzy miłości są dla wszystkich widoczne.
- Nasz pastor z Rodezji, Neil, ściska naszego pastora z Filipin, Cesara - obaj są kaznodziejami w jednej służbie, którzy okazują sobie wzajemnie szacunek i miłość.
- Członkowie naszego chóru - ogromnie utalentowani wokaliści - traktują solistów w pełni miłości i z prawdziwym podziwem. Mówią im "Śpiewaliście z prawdziwym namaszczeniem. Dziękuję Bogu za wasz dar i za was".
Ostatnio członkowie naszego zboru zebrali się w miłości wokół jednej z pracujących u nas kobiet. Ta droga, wierna kobieta straciła syna w wypadku samochodowym. A jednak nie pozostała sama w swojej rozpaczy. Wielu członków naszego kościoła stało u jej boku podczas pogrzebu. Ludzie musieli ustawić się kolejkę na ulicy, żeby być w stanie wejść do kaplicy. A wszyscy przyszli tam tylko z jednego powodu: dlatego, że głęboko kochają naszą siostrę.
Tak jak Paweł przyglądam się naszemu zgromadzeniu i widzę ludzi, którzy mocno stoją w Panu. A jednak niedawno temu ci sami ludzie co tydzień potrzebowali porad duszpasterskich. W swoim chodzeniu z Chrystustem ciągle natrafiali na góry i doliny. W jednym tygodniu byli pełni radości i wyśpiewywali chwałę Bogu, w następnym tygodniu podupadali na duchu i nie mogli nawet podnieść rąk.
Dziś widzę w nich wytrwałość. Pochłaniają Boże Słowo i pozwalają mu kształtować swoje życie każdego dnia. Ich wiara powoli coraz bardziej się zakorzenia. Tak jak Paweł wierzę, że ich wyraźny wzrost jest widoczny wszędzie wokół nich!
Moim zdaniem są trzy ważne rzeczy, które każdy chrześcijanin powinien wiedzieć na temat duchowego wzrostu. Wierzę, że te trzy rzeczy będą dla was wyzwaniem i zdopingują was do dalszego budowania się:
Jeśli karmisz się Bożym Słowem, powinieneś w swoim życiu doświadczać stałego wzrostu duchowego. Powinien on występować automatycznie.
Nie mogę być pewny, czy każdy w naszym kościele bardzo wzrasta, tak jak Paweł był pewnym członków kościoła w Tesalonikach. Jestem jednak pewien, że jest tak w przypadku wielu członków naszego kościoła. Dlaczego? Namaszczone głoszenie czystego Słowa Bożego zawsze jest przyczyną wzrostu. Apostoł Paweł mówi, że wszyscy, którzy pragną czystego mleka słowa będą wzrastać.
Paweł opisuje nasz wzrost duchowy jako pracę Ducha Świętego. Mówi, że Duch ciągle działa, zmieniając nas z chwały w chwałę. Stale odnawia nasze umysły, umartwiając nasze ciało i wydobywając na wierzch czystość naszego wewnętrznego człowieka. Pracuje w naszych serach, aby pokonać gniew, zgorzknienie, rezygnację i wszelkiego rodzaju zło. Jednocześnie wlewa w nas uprzejmość, czułość i przebaczenie w stosunku do otaczających nas ludzi. Powoduje nasz wzrost w Chrystusie - ucząc nas, że cokolwiek mówimy albo robimy powinno być godne naszego Pana!
Paweł dalej zachęca nas "Niechże więc człowiek samego siebie doświadcza..." (1 Koryntian 11:28). "Poddawajcie samych siebie próbie...doświadczajcie siebie" (2 Koryntian 13:5). Greckie słowo użyte tu na "poddawać próbie" oznacza "testować, badać się". Apostoł mówi "Testujcie się - sprawdzajcie, czy postępujecie zgodnie ze słowem Bożym". Mamy się stale pytać "Czy zmieniam się? Czy coraz bardziej kocham i okazuję więcej troski? Czy traktuję rodzinę i przyjaciół z Bożym szacunkiem? Czy moje rozmowy stają się bardziej prawe? Czy może nadal biorę udział w opowiadaniu głupich dowcipów? Czy nadal narzekam, czy może wypowiadam budujące słowa wiary?"
Traktuję sprawę samooceny bardzo poważnie. Jeżeli jesteś osobą wierzącą i mimo tego apatycznie podchodzisz do swojego wzrostu duchowego, oznacza to, że nie pozwalasz Duchowi Świętemu na wykonanie pracy w twoim życiu. Zapytaj sam siebie -- czy wzrastasz w swojej ekscytacji Jezusem i jego kościołem każdego dnia? Czy też ciągle, mimo ostrzeżeń ze strony Boga, trzymasz się urazów, żalów, korzeni zgorzknienia? Czy wzrastasz duchowo -- czy też twój wzrost został zahamowany?
Jak najbardziej możliwe jest doświadczanie "szybkiego wzrostu" w wielu dziedzinach naszego życia, a jednocześnie pozostawanie dzieckiem w innych dziedzinach. Paweł mówi, "Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię: lecz gdy na męża wyrosłem zaniechałem tego, co dziecięce" (1 Koryntian 13:11). Pozwólcie, że zilustruję to oświadczenie Pawła osobistą historią.
Wiele lat temu jechałem z moją żoną Gwen i jej matką samochodem po parkingu przed centrum handlowym w Dallas. Nagle młoda kobieta wyjechała samochodem prosto na nas. Musiałem ostro zahamować, aby uniknąć wypadku. Zaraz zacząłem się wściekać. Gdy kobieta za kierownicą spojrzała i zobaczyła moją złość, wpadła w panikę i szybko odjechała. W tym momencie straciłem nad sobą kontrolę. Dodałem gazu i popędziłem za nią. W ciągu kilku sekund bardzo przekroczyłem ograniczenie prędkości. Nie miałem pojęcia, co zrobię, kiedy dogonię kobietę. Wiedziałem tylko, że jestem wkurzony!
Gwen była zupełnie blada. Zaczęła krzyczeć "Co robisz, David? Zatrzymaj się!" Odpowiedziałem wściekle "Nie widziałaś, co zrobiła ta kobieta? Mogliśmy mieć wypadek!" Gwen odpowiedziała, "Jeżeli będziesz tak szybko jechał, to spowodujemy jeszcze gorszy wypadek!" Nagle ogarnęła mnie bojaźń Boża, a Duch Święty wyraźnie do mnie przemówił: "Zatrzymaj się, David -- póki jeszcze możesz!"
Po tym wydarzeniu, pozwoliłem Duchowi Bożemu zająć się moim wybuchowym temperamentem. I mogę szczerze powiedzieć, że nie zachowuję się już w tak dziecinny sposób. Przez moc Ducha Świętego starałem się uśmiercić niechrześcijańskie postawy i impulsy.
Wierzę, że większość wierzących jest taka jak ja. Brak wzrostu duchowego nie jest spowodowany jakimś wielkim grzechem. Częściej jest to wada -- dominująca słabość charakteru, którą nigdy się nie zajęli. Może nie traktują jej poważnie. Ale w rzeczywistości jest ona wielką przeszkodą we wzroście duchowym.
Proponuję, żebyście dokończyli następujące zdanie: "Moim głównym problemem jest..." (Ciekawe, jakby na to odpowiedział twój małżonek lub kolega z pracy?!) Czy twoją słabością jest utrata panowania nad sobą? Czy może narzekanie, że coś nie układa się po twojej myśli? Czy jesteś drażliwym, gderającym małżonkiem? Czy trudno ci wybaczyć komuś krzywdę, jaką ci wyrządził? Czy może twoim problemem jest jakieś nałogowe pożądanie lub przyzwyczajenie?
Pokażcie mi chrześcijanina, który zawsze się obraża... który ciągle narzeka i szemrze... który nigdy nie jest wdzięczny... który jest niewyuczalny, zawsze musi mieć rację... który jest złośliwego ducha i zgryźliwy... a ja pokażę wam osobę, której życie duchowe jest zahamowane. Ta osoba marnieje, usycha i staje się duchowo bezpłodna. W takiej osobie cenne życie Chrystusa umiera!
Niektórzy wierzący powiedzą ci wszystko o swoim wzroście duchowym. I wyraźnie widać zmiany w ich życiu. Są dla ciebie świadectwem o tym, że Duch Święty pobił w nich wroga, a ty cieszysz się razem z nimi z tego zwycięstwa.
Tacy chrześcijanie są wyjątkiem. Większość wierzących jest całkowicie nieświadoma postępów duchowych, które mają miejsce się w ich życiu. Pracowicie chodzą w świętości i bojaźni Bożej. Modlą się, czytają Biblię i szukają Pana z całego serca. Porzucili wszystkie nałogowe pożądania i przyzwyczajenia. Nie ma w nich rzeczy hamujących wzrost duchowy. W krótkim czasie życie Chrystusa rozkwita w tych świętych.
Ci ludzie nie zauważają swojego wzrostu. W ogóle nie wyczuwają, że ma miejsce coś duchowego. Ja jestem przykładem tego typu chrześcijanina. Wiem, że chodzę w sprawiedliwości Chrystusowej, a jednak nigdy nie czuję się święty. Nigdy nie zauważam, że czynię postępy. W rzeczywistości od czasu do czasu, kiedy robię lub mówię coś niechrześcijańskiego jestem sobą załamany. Zaczynam się zastanawiać "Jestem wierzący od tylu lat. Czy nigdy się nie nauczę?"
Wszyscy uważamy, że inni przewyższają nas czystością i świętością, ale nie jesteśmy świadomi cudownego, postępującego wzrostu duchowego, który Bóg powoduje w nas samych!
Myślę, że Tesaloniczanie byli zdziwieni słysząc jak wysoko ocenia ich Paweł. Myśleli pewnie "Niby że to ja tak bardzo wzrastam? Paweł chyba żartuje. Chyba nie wie jak daleko mi jeszcze do doskonałości? Większość czasu walczę. On może widzi we mnie wzrost, ale ja na pewno nic takiego nie widzę."
Mimo tego Paweł wiedział, że wzrost duchowy jest tajemną, ukrytą rzeczą. Pismo przyrównuje wzrost duchowy do niewidocznego wzrostu kwiatów i drzew: "Będę dla Izraela jak rosa, tak że rozkwitnie jak lilia i zapuści korzenie jak topola. Pędy jego rozrosną się i będzie okazały jak drzewo oliwne a jego woń będzie jak kadzidło." (Ozeasz 14:5-6).
Bóg mówi nam, "Popatrzcie na lilie! Spróbujcie przypatrzeć się ich wzrostowi. Weźcie zegarki i przygotujcie się na długą obserwację. Powiadam wam przez cały dzień nie zauważycie żadnego wzrostu. Ale widzicie jedno: Ja podlewam lilię każdego ranka rosą, którą zsyłam -- i lilia będzie rosła."
"Albo spróbujcie zmierzyć wzrost drzewa cedrowego. Rozbijcie namiot pod drzewem na miesiąc i powiedzcie mi, ile wzrostu zauważyliście. Nawet po sześciu miesiącach nie zauważycie najprawdopodobniej żadnego wzrostu. A jednak to drzewo zapuszcza korzenie bardzo głęboko! Ja podlewam to drzewo moim deszczem. A każde odpowiednio podlewane drzewo będzie rosło. Ten wzrost jest jednak niezauważalny dla ludzkiego oka. Drzewo rośnie w tajemnicy!"
Ta sama prawda dotyczy wzrostu duchowego. Jest to wzrost niedostrzegalny ludzkim okiem!
Niektórzy chrześcijanie zaprotestują, "Jestem wierzący od dziesięciu lat i ciągle nie widzę, abym wzrósł duchowo." Tych ludzi odsyłam do księgi Izajasza. Bóg obiecuje "Gdyż wyleję wody na spieczoną ziemię i strumienie na suchy ląd..." (Izajasz 44:3). Nazywa również swój pokutujący lud "dębami sprawiedliwości" (61:3). Sam Pan mówi, że jesteśmy drzewami i kwiatami, roślinami, którymi się troskliwie opiekuje. On zsyła rosę i deszcz na nas każdego dnia! Pozwólcie, że zaproponuję wam przeprowadzenie prostego testu, który pokaże, czy wzrastacie duchowo. Zapytaj samego siebie, "Czy jestem spragniony? Czy chcę więcej Jezusa i jego świętości?" Jeżeli odpowiedź brzmi tak, wiesz że wzrastasz. Dlaczego? On obiecuje wylanie swojej wody żywej na wszystkich, którzy są spragnieni: "Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości: albowiem oni będą nasyceni" (Mateusz 5:6).
Najprościej mówiąc Bóg ocenia twój wzrost duchowy po tym jak bardzo Go łakniesz i pragniesz. Tak więc, jeżeli jesteś szczery w swoim chodzeniu z Chrystusem i otwarty na Jego prowadzenie i karcenie, nie powinieneś się zniechęcać, jeżeli nie dostrzegasz wzrostu. Prawdziwy wzrost duchowy ma miejsce w tobie, niezależnie od tego, czy go widzisz czy nie!
Otrzymałem ostatnio smutny list od pobożnej żony pastora. Podejrzewała, że coś jest nie tak z życiem jej męża, ponieważ nagle się od niej oddalił. W ciągu kilku miesięcy zmienił się w innego człowieka.
Kazania tego człowieka straciły życie i stawały się coraz bardziej przyzwalające. Jego umysł krążył gdzieś, aż w końcu to, co mówił przestało mieć sens. Zbór widział, że zaszła w nim jakaś zmiana. Ich pasterz nie wzrastał duchowo. Tak naprawdę umierał na ich oczach!
Żona pastora modliła się do Boga, aby powiedział jej, co się dzieje. Wkrótce zauważyła, że mąż spędzał długie godziny zamknięty w biurze. Zabronił jej przeszkadzać, ponieważ twierdził, że pracował. W końcu prowadzona przez Ducha, otworzyła drzwi, żeby zobaczyć, co robił.
Była zszokowana tym, co zobaczyła. Mąż przeglądał pornograficzne strony w internecie! Kiedy odwrócił się i zobaczył żonę, powiedział beznamiętnie: "Jestem od tego uzależniony." Nie okazał ani odrobiny skruchy, wyrzutów sumienia i nie prosił o pomoc. Całkowicie oddał się swojej żądzy!
Znam młodego pastora, który pracował z tym człowiekiem w poprzednim zborze. Zadzwoniłem do tego młodego człowieka, żeby się dowiedzieć, jaki był ten pastor w swojej poprzedniej służbie. Młody człowiek powiedział mi, "Szczerze mówią, ten drogi brat nigdy nie pragnął Pana. Miał wiele innych zainteresowań, ale nie przejmował się zbytnio sprawami Bożymi. I był legalistyczny. Dla niego wszystko sprowadzało się do uczynków. Najbardziej zapamiętałem, że był bardzo nieprzyjemny dla swojej żony. Nigdy nie był z niej zadowolony."
W ciągu dwudziestu lat człowiek ten nie wzrósł duchowo. Ciągle był samolubnym, nadymającym się dzieckiem! Woda, którą pił nie pochodziła z nieba, tylko z trującego ścieku diabła!
Bóg obiecuje jednak, że kto będzie go łaknął i pragnął zostanie nasycony z jego ręki. On da nam wodę z nieba. On też nakarmi nas wszelkimi składnikami odżywczymi potrzebnymi do obfitego życia w nas -- niezależnie od tego czy to zauważymy, czy nie!
Niektórzy ludzie nawracają się, a potem nigdy już nie walczą z nałogowym grzechem. Ich świadectwo brzmi, "W chwili, gdy przyszedłem do Jezusa, Pan zabrał ode mnie pokusę. Od tego czasu jestem wolny." Znam wielu byłych narkomanów, którzy tego doświadczyli. Zostali zbawieni dzięki naszej służbie w ciągu ostatnich 35 lat i nigdy nie mieli już problemów z nałogiem. Niektórzy z nich służą nawet jako pastorzy i pracownicy społeczni.
Ale dla mnóstwa wierzących, wygląda to zupełnie inaczej. Wiele lat po nawróceniu ciągle walczą z potężną i zadziwiającą pokusą. Stary problem, coś czego nienawidzili i czego już nigdy nie chcą widzieć zostało w nich uwolnione. Te więzy są jedną rzeczą, która sprawia, że nie osiągają pełni w Bogu. Wywołują poczucie winy i wyrzuty w ich życiu. A gdyby to wyszło na jaw, byliby załamani i zniszczeni.
Jednak niezależnie od tego jak bardzo walczą, nie mogą się pozbyć tej jednej pożądliwości. Z czasem zniechęcają się. Ich dusza krzyczy "Jak długo, Panie? Kiedy zostaną zerwane te kajdany?" W końcu diabeł przychodzi do nich i mówi, "Nigdy ci się nie uda. Ten grzech pozostanie z tobą na zawsze! Walczysz z nim od wielu lat. Wiesz, że w takim stanie nie wzrośniesz duchowo."
Głowa do góry, przyjacielu -- mam dla ciebie dobrą nowinę. Wzrastasz mimo tej walki z grzechem! Z powodu walki duchowej być może wzrastasz skokami.
Zapytajcie żeglarza, który kieruje statkiem podczas huraganów i sztormów. Fale rzucają statkiem jakby był z korka. Wiatry potrząsają masztami. Wydaje się wręcz, że sztorm cofa statek. Nawet najlepszy żeglarz nie potrafi czasem stwierdzić, czy statek płynie do przodu. Te same wiatry, które są groźbą dla statku, mogą przyspieszać jego wędrówkę!
Odpocznij i bądź pewny - jeżeli w twoim sercu jest bojaźń Boża, wypłyniesz na powierzchnię nawet podczas większej burzy. Widzisz, gdy staczasz bitwę z wrogiem, praktykujesz i powołujesz się na wszystkie łaski i moce Boże. Nawet jeżeli czujesz się osłabiony, te łaski i moce wzmacniają cię. Po pierwsze gorliwiej się modlisz. A po drugie opuszcza cię wszelka duma. Dlatego burze stawiają cię na "straży duchowej" w każdej dziedzinie życia!
Kiedy narasta opór, obfituje w nas łaska Boża. Pomyśl, co dzieje się z drzewem, kiedy uderza w nie potężny wiatr. Wiatr grozi wyrwaniem drzewa z korzeniami i uniesieniem go. Łamie gałęzie drzewa i unosi w powietrzu jego liście. Narusza korzenie i odrywa pączki. A kiedy burza cichnie, wszystko wygląda beznadziejnie.
Ale spójrz uważniej: ta sama burza, która otwiera pęknięcia ziemi wokół pnia drzewa sprawiła, że korzenie weszły głębiej w podłoże. Drzewo ma teraz dostęp do nowych, głębszych źródeł składników odżywczych i wody. Usunięto również wszystkie obumarłe gałęzie. Pączki też zniknęły, ale wyrosną nowe, pełniejsze. Powiadam wam, to drzewo jest teraz silniejsze, wzrasta w niewidoczny sposób. Poczekajcie do zbiorów -- przyniesie więcej owoców!
Może przechodzisz właśnie przez taką burzę. Wiatr wieje mocno, potrząsając tobą gwałtownie i wydaje ci się, że toniesz. Ukochani, nie panikujcie! Musicie wiedzieć, że w samym środku burzy zapuszczacie głębokie korzenie duchowe. Bóg rozwija w was pogłębiającą się pokorę, większą skruchę i żal za grzechy, większe pragnienie Jego sprawiedliwości.
Inni chrześcijanie, którzy nie toczą duchowego boju być może patrzą z zadartym nosem na swoich braci i swoje siostry toczące taki bój. Ale wy nie macie już takiego nastawienia. Dzięki własnym duchowym bojom, inaczej traktujecie słabości i upadki innych. Mimo że może nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, Bóg wykorzystał burzę do tego, aby umocnić w was swoje współczucie dla innych.
Krótko mówiąc, Bóg czyni z was doświadczonych żołnierzy krzyża ? obawiających się bitwy, ale jednocześnie świadomych odpowiedniej taktyki i odważnych. Być może czasami nawet użalacie się nad sobą, ale Bóg nigdy tego nie robi. Prawda jest taka, że Bóg może w dowolnej chwili zareagować i wyciągnąć was z centrum bitwy. Nie robi tego, ponieważ widzi, że udział w niej wywołuje w was większe pragnienie przebywania z Nim!
Pomyślcie o tym: wasza nowo nabyta pokora, nowy żal za grzechy, nowy głód Chrystusa - żadna z tych rzeczy nie była obecna w waszym życiu, kiedy nie toczyliście duchowego boju. A teraz wzrastacie w siłę, niezależnie od konieczności stałego udziału w bitwach. Ostaliście się wyłącznie dzięki wierze. Mimo że potykacie się, jednak zawsze powstajecie i powracacie do krzyża. Trzymacie się obietnicy mocy przymierza. A w trakcie całego tego procesu wzrastacie w świętości, w pokorze - stajecie się bardziej podobni do Jezusa!
Oczywiście diabeł próbuje was przekonać, że ciągła walka z grzechem jest dowodem na wasze zepsucie i potępienie. Nic z tego - diabeł jest kłamcą! Wielu chrześcijan dało się nabrać na to kłamstwo!
Kilka tygodni temu odebraliśmy telefon od żony pewnego pastora; najwyraźniej znajdowała się pod wpływem alkoholu. Drżącym głosem powiedziała "Chciałam tylko powiedzieć, że wokół istnieje tysiące żon pastorów, które piją, aby uciszyć ból. Ze mną jest tak samo. Piję w tajemnicy, aby zmniejszyć odczuwany ból. Chciałam też podziękować za kazania, jakie brat głosi. Do widzenia."
W swoim sercu głęboko współczuję tej kobiecie i niezliczonym innym żonom pastorów, podobnym do niej. Niektóre z nich przeżywają chłodne małżeństwa, powoli wyniszczające ich duszę. W tajemnicy zwracają się do narkotyków i alkoholu w celu zdławienia wewnętrznego bólu. Przez to schodzą jeszcze głębiej w obszar piekielnego cierpienia.
Biblia mówi, że Bóg nie dołamie nadłamanej trzciny. Tak właśnie przedstawia się sytuacja tej biednej żony pastora - jest jak trzcina, która wiele przeszła i w rezultacie została nadłamana. Wierzę, że Duch Boży dotrze do niej i podtrzyma ją.
Biblia mówi również, że Bóg nie dogasi tlącego się knota. To słowo odnosi się przede wszystkim do wspomnianego pastora uzależnionego od internetowej pornografii. Bóg mówi "Jeśli widzę choćby małą tlącą się iskierkę, nie zagaszę jej. Przeciwnie - będę ją ochraniać i rozdmuchiwać, aż spowoduję, że ponownie narodzą się z niej płomienie!"
Czy chcesz rosnąć duchowo? Jeśli tak, poproś Ducha Świętego, aby oświecił swoim światłem obszar twojej słabości lub grzechu. Zawołaj do niego "Panie, chcę dorosnąć do Twojego słowa. Wiem, że tylko Ty masz moc sprawić w moim życiu, aby tak się stało. Proszę, pomóż mi uchwycić się wiarą myśli, że pracujesz we mnie, abym duchowo wzrastał!"
Bóg chce, abyś wiedział/wiedziała, że właśnie teraz, pośrodku całej burzy, stoi po twojej stronie. Pielęgnuje twojego ducha, karmi twoją duszę, umożliwia ci zapuszczenie głębokich korzeni. Zatem niech wiatry bitwy wieją mocno. Twój ojciec przygotowuje cię do cudownych żniw!