Dotyk Boga
Daniel zaświadczył: "Lecz oto dotknęła mnie jakaś ręka i podniosła mnie tak, że oparłem się na kolanach i na dłoniach" [Dan. 10:10]. "Dotknięcie" oznacza tutaj dokładnie "gwałtowne pochwycenie". Daniel powiada: "Gdy Bóg położył na mnie swą dłoń, upadłem na twarz. Jego dotknięcie przymusiło mnie, bym Go zaczął szukać całą moją istotą".
Tak się dzieje za każdym razem, gdy Bóg dotyka czyjegoś życia. Taka osoba pada na kolana i staje się mężem lub niewiastą modlitwy, pobudzonym/pobudzoną do szukania Pana.
Często zastanawiałem się, dlaczego Bóg dotyka tak przemożnie tylko niektórych ludzi. Czemu tylko nieliczni słudzy stają się głodni Pana, podczas gdy inni podążają swoimi drogami? Słudzy dotknięci przez Boga mają z Nim intymną więź. Otrzymują objawienia z nieba. I cieszą się, idąc za Panem w sposób, jakiego doświadcza niewielu innych.
Myślę o Danielu. Ten wierny sługa Pański był dotykany przez Boga w ponadnaturalny sposób. Prawdopodobnie w tamtych czasach było wielu pobożnych, szczerze oddanych Bogu ludzi. Z pewnością należeli do nich Szadrach, Meszach i Abednego, czy Baruch - skryba z Jerozolimy. Setki tysięcy Izraelitów pozostały wierne swej wierze po uprowadzeniu do Babilonu. Około czterdzieści tysięcy z nich wróciło do Jerozolimy, by odbudować Świątynię.
Dlaczego zatem Bóg położył swą dłoń właśnie na Danielu? Dlaczego tylko ten jeden człowiek mógł widzieć i słyszeć rzeczy, które dla innych były nieosiągalne? Sam powiada: "Tylko ja, Daniel, widziałem to zjawisko, a mężowie, którzy byli ze mną, nie widzieli tego zjawiska" [Dan. 10:7].
Oto niesamowita wizja, którą zobaczył Daniel: "A dwudziestego czwartego dnia pierwszego miesiąca byłem nad brzegiem Wielkiej Rzeki (...). A gdy podniosłem oczy i spojrzałem, oto był mąż, ubrany w szatę lnianą, a biodra miał przepasane pasem ze złota (...). Ciało jego było podobne do topazu, oblicze jego jaśniało jak błyskawica, a oczy jego jak pochodnie płonące, ramiona i nogi jego błyszczały jak miedź wypolerowana" [10:4-6].
Była to wizja samego Chrystusa, jasna i wyraźna. Taką samą zobaczył apostoł Jan na wyspie Patmos (zob. Obj. 1:13-15). Bóg przemówił do Daniela, "a dźwięk jego głosu był potężny jak wrzawa mnóstwa ludu" [Dan. 10:6]. Nie był to szept, lecz prawdziwy grzmot.
Pan objawił się Danielowi w taki sposób mając po temu szczególny powód: pragnął zakończyć okres głodu Jego Słowa. Uznał, że nadszedł czas, by przekazać przesłanie ludzkości.
Chciał, żeby Jego sługa zobaczył, co ma nastąpić i dowiedział się, dlaczego tak ma być: "I przyszedłem, aby ci objawić, co ma przyjść na twój lud w dniach ostatecznych" [10:14].
Bóg potrzebował posłańca, który przekaże tę wieść - człowieka modlitwy, wiernego i odpowiedzialnego w swoim powołaniu. Takim człowiekiem był Daniel. Modlił się trzy razy dziennie szczerze i gorliwie. A teraz, gdy spacerował brzegiem rzeki, objawił mu się sam Chrystus. Daniel był porażony tym doświadczeniem. Mówi: "Padł na nich wielki strach, tak że pouciekali i poukrywali się. I zostałem sam, i widziałem to potężne zjawisko. Lecz nie było we mnie siły (...). I usłyszałem dźwięk jego słów" [10:7-9].
Pismo nie mówi, kim byli towarzysze Daniela. Może jego "ochroniarze", albo wysocy urzędnicy imperium babilońskiego - wszak Daniel piastował jedno z najwyższych stanowisk w państwie. Moim zdaniem, byli to żydowscy znajomi i współpracownicy Daniela. Lecz jeśli tak istotnie było, to dlaczego uciekli? Co ich skłoniło do ukrywania się?
Oto odpowiedź: Bóg pochwycił Daniela swą mocną dłonią, by przygotować swego sługę na przyjęcie słowa, które miało przyjść z nieba. A to zawsze jest niesamowity widok. Z każdym razem, gdy Bóg dotyka któregoś ze swych modlących się sług, robi to na owym ludzkim naczyniu piorunujące wrażenie. Najpierw taki człowiek jest odzierany ze swego "ja", a następnie Bóg bierze go w całkowite posiadanie.
Taki widok może wzbudzić przerażenie u cielesnych chrześcijan, powodując wyjawienie tajnych grzechów lub pragnienie ucieczki "z miejsca wypadku". Pamiętam taki moment we własnym życiu, tuż przed przeprowadzką do Nowego Jorku. Moja żona Gwen i ja siedzieliśmy na patio w naszym teksańskim domu razem z kilkoma innymi osobami. Nagle Duch Boży mnie pochwycił i upadłem na twarz.
Pan zaczął mówić do mego serca o zgubionych duszach. Chwilę później zacząłem płakać, a potem prorokowałem. Czułem się tak, jak gdybym był w obecności samego Boga, całkowicie wyizolowany z tego świata. Duch Pański wzywał mnie, obdarzał powołaniem i pokazywał swoje zamierzenia odnośnie mojej przyszłej służby. Nie wiem, jak długo znajdowałem się w tym stanie. Wiem natomiast, że w międzyczasie nasi goście grzecznie przeprosili moją żonę i pośpiesznie opuścili nasz dom. Coś ich musiało przestraszyć w tej scenie.
Zastanawiałem się często, czy taki ponadnaturalny dotyk Boga jest sprawą wcześniejszego przeznaczenia? Czy osoby przeżywające coś takiego są do tego wybrane jeszcze przed urodzeniem? Czy poświęcenie się modlitwie jest im po prostu przeznaczone? Czy dlatego bywają pochwytywani przez Ducha Świętego i otrzymują słowa płynące prosto od Bożego tronu?
Zadaję takie pytania, ponieważ jest we mnie niewytłumaczalny, pochodzący od Boga głód. Moja najgłębsza istota woła o objawienie pochodzące od Chrystusa. Jest we mnie coś, co nie zadowala się objawieniem pochodzącym od kogoś innego. Dlaczego? Jestem przekonany, że Bóg pragnie wypowiedzieć szczególne słowo dla obecnego pokolenia. I właśnie teraz przepatruje oblicze całej ziemi, szukając sług, które mógłby posiąść bez reszty. Szuka takich mężów i niewiast, którzy posłużyliby Mu za narzędzia w dotarciu do zgubionego świata. Tylko Jego potężne, namaszczone Słowo jest w stanie zwalczyć powstającego ducha islamu. I tylko Jego prawda potrafi rozprawić się z hipokryzją w Jego własnym Kościele.
Jakże szybko zmienił się ten świat. Po tym, jak runęły bliźniacze wieże WTC w Nowym Jorku, ludzie po raz pierwszy od wielu lat tak tłumnie garnęli się do kościołów. Nagle Bóg znowu stał się popularny. Wzywano Jego imienia podczas wszystkich zawodów sportowych, każdej sesji parlamentu i każdego zgromadzenia. Wydawało się, że cały naród się modli i mówi o Bogu.
Dzisiaj jednak liczba osób uczęszczających do kościołów jest niższa niż przed katastrofą jedenastego września. Najnowsze ankiety cytują ludzi mówiących: "Moje ówczesne zetknięcie z kościołem było nieprzyjemnym przeżyciem. Nigdy tam już nie wrócę". "Nic się tam nie działo. Pójście do kościoła było stratą czasu". "Nic mnie już nie przekona, żeby znów pojawić się w kościele".
Jak to możliwe? Stało się tak, ponieważ Kościół stracił swój duchowy autorytet. Większość kazań, jakie słyszeli cytowani obywatele, były pustymi przemowami pełnymi frazesów. Pokazywały one rzeczywisty stan Kościoła: słabego i niezdolnego do ukazywania Boga takiego, jakim On jest naprawdę. Dlatego ludzie zamknęli się na Ewangelię. Szczególnie młodzież odrzuciła Kościół stwierdzając jego oderwanie od rzeczywistości. Nie chcieli mieć nic wspólnego z instytucją, która w oczach świata jest po prostu śmieszna.
Lecz Bóg zamierza zmienić ten stan. Już teraz powołuje mężów i niewiasty, którzy są dotykani przez Niego i napełniani Duchem Świętym. Zamierza ich rozpalać swoją prawdą. Dotknięcie, jakim On obdarzy tych ludzi, zwróci uwagę całego świata.
Czyste Słowo z nieba przyjdzie po raz kolejny, obnażając obłudę i diabelskie kłamstwa. Diabelskie pochodzenie islamu zostanie ujawnione. A to, co pochodzi z ciała - egocentryzm, materializm, pożądliwość - zostanie postawione w porażającym świetle Bożego Słowa. Ludzie, którzy oddali swoje serca całkowicie do dyspozycji Chrystusa, będą głosić Jego prawdę z wielką mocą przekonywania.
Pan dotyka każdego sługę, który jest wierny w modlitwie. Szuka tych, którzy są gotowi narzucić sobie pewną dyscyplinę po to, by usłyszeć Jego głos. Biblia nazywa taką postawę "zwróceniem serca ku Bogu". Daniel pisze: "I zwróciłem swoje oblicze na Pana, Boga, aby się modlić, błagać, w poście, we włosienicy i popiele" [Dan. 9:3].
Daniel mówi następnie: "A gdy jeszcze mówiłem, modliłem się i wyznawałem mój grzech i grzech mojego ludu izraelskiego, i zanosiłem moje błaganie przed oblicze Pana, mojego Boga (...) oto nagle w czasie ofiary wieczornej przyleciał do mnie ów mąż Gabriel, którego przedtem oglądałem w widzeniu" [9:20-21]. W skrócie, Daniel powiada: "Bóg dotknął mnie w czasie żarliwej modlitwy".
Po czym stawia sprawę jasno: jego zrozumienie Słowa Bożego nie było wynikiem studiów pod kierunkiem uczonych. Wiedza o przyszłych wydarzeniach nie pochodziła z babilońskich instytucji. Nikt nie mógł go nauczyć wykładania snów, które były dawane w ponadnaturalny sposób. Daniel pisze: "Gdy więc jeszcze mówiłem (...) rzekł do mnie: Danielu, oto wyszedłem, aby ci dać jasne zrozumienie" [9:21-22].
Mówiąc krótko, modlitwy Daniela dotarły przed Boży tron. "Wtedy rzekł do mnie: Nie bój się, Danielu, gdyż od pierwszego dnia, gdy postanowiłeś zrozumieć i ukorzyć się przed swoim Bogiem, słowa twoje zostały wysłuchane, a ja przyszedłem z powodu twoich słów! (...) I przyszedłem, aby ci objawić, co ma przyjść na twój lud w dniach ostatecznych" [10:12,14].
W jaki sposób musiał modlić się Daniel, żeby uzyskać taki efekt w postaci nawiedzenia Pańskiego? Pismo mówi, że spędził trzy tygodnie w stanie całkowitego złamania przed Bogiem: "W owym czasie ja, Daniel, byłem w żałobie przez trzy tygodnie. Nie jadłem smacznych potraw, ani mięsa, ani wina nie brałem do ust, nie namaszczałem się olejkiem, aż upłynęły trzy tygodnie" [10:2-3].
Daniel spędził dwadzieścia jeden dni w uniżeniu, na kolanach, biorąc swoje ciało w karby i nastawiając serce na słuchanie, by przyjąć zrozumienie Bożych spraw. Nie wyznaczał sobie konkretnego czasu modlitwy, lecz zadeklarował walkę: "Panie, nie wstanę z kolan, dopóki nie dasz mi poznania swoich dróg. Nie ważne, ile mnie to będzie kosztować".
Lud Boży jak nigdy dotąd potrzebuje Słowa prosto z nieba. Nigdy w historii tak wielkie rzesze nie były tak wygłodzone, słuchając martwych, suchych kazań. Święci dosłownie wołają o przekonujące Słowo, które zmieniłoby ich życie. Lecz większość kazalnic okupują ludzie bez duchowego autorytetu. Ci nie modlący się pasterze są zdezorientowani okolicznościami i niezdolni do tego, by nieść zrozumienie oraz nadzieję przerażonym zgromadzeniom.
Podczas modlitwy Daniela stało się coś jeszcze - jego cielesne możliwości doszły do kresu możliwości. Teraz Pan dotknął jego ust, aby Daniel mógł służyć jako Jego narzędzie. Bóg powiedział do swego sługi: "Uświęciłem twój język. Teraz Ja będę przemawiał przez ciebie".
Ktokolwiek mówi w Bożym imieniu, musi mieć oczyszczony i uświęcony język. Biblia daje nam jeden przykład za drugim:
- Jeremiasz pisze: "Potem Pan wyciągnął rękę i dotknął moich ust. I rzekł do mnie Pan: Oto wkładam moje słowa w twoje usta. Patrz! Daję ci dzisiaj władzę mad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i wypleniał, niszczył i burzył, odbudowywał i sadził" [Jer. 1:9-10].
- Izajasz mówi: "I rzekłem: Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg, gdyż moje oczy widziały Króla, Pana Zastępów. Wtedy przyleciał do mnie jeden z serafów, mając w ręku rozżarzony węgielek, który szczypcami wziął z ołtarza, i dotknął moich ust, i rzekł: Oto dotknęło to twoich warg i usunięta jest twoja wina, a twój grzech odpuszczony" [Iz. 6:5-7].
- Daniel zaświadcza: "A oto coś jakby ręka ludzka dotknęła moich warg; wtedy otworzyłem usta i przemówiłem (...). Wtedy ponownie dotknął mnie ktoś podobny do człowieka i posilił mnie" [Dan. 10:16-18].
Doświadczenia tych mężów są dla nas wszystkich przykładem: Bóg szuka takich ludzi, którzy poświęcą czas na przebywanie z Nim i regularne czekanie, szukając Jego obecności. Tak jak olimpijczycy trenujący przed zawodami, ludzie ci będą spędzać całe godziny, tygodnie i miesiące doskonaląc swoją relację z Panem.
Powiecie zapewne: "Ale ja nie mogę spędzać tyle czasu na modlitwie. Mam jeszcze inne zobowiązania". Pozwólcie, że Wam przypomnę, iż Daniel był bardzo zajętym człowiekiem - jako wysoki rangą urzędnik państwowy, miał z pewnością niezwykle napięty kalendarz zajęć. Mimo to, postanowił szukać Pana i czynił to nawet trzy razy dziennie. Bóg odpowiedział na to zdumiewającą wizją: "Wtedy ja, Daniel, zemdlałem i chorowałem przez kilka dni; potem wstałem i sprawowałem służbę u króla, byłem jednak zaniepokojony widzeniem i nie rozumiałem go" [Dan. 8:27]. Daniel szukał Pana nawet podczas choroby i codziennych zajęć.
Bóg szuka takiej samej determinacji u dzisiejszych swoich pasterzy. Szuka pastorów, którzy są zmęczeni wygłaszaniem byle jakich kazań, które nikogo nie poruszają, i walką o jakieś nowe przesłanie. On szuka takich kaznodziejów, którzy wolą raczej umrzeć i być z Nim, niż nadal brnąć przez pustynię. Tych, którzy wołają do Niego: "Panie, rozpal moją duszę! Złam mnie, przetop w swoim ogniu, dokonaj jakiegoś przewrotu w moim życiu! Nie wytrzymam dłużej tej rutyny. Potrzebuję Twojego dotknięcia. Chcę Ci służyć jako narzędzie i wypowiadać Twoje Słowo do ludu". Takie wołanie dobywa się z serc sług dotykanych przez Boga.
Dzisiaj jest wielu Bożych ludzi, którzy spędzają całe godziny na modlitwie wstawienniczej. Ci błogosławieni słudzy chodzą w wierze z wielkim przekonaniem. Jednakże większość nie rozpacza z powodu grzechu, jaki panuje w naszym kraju i martwoty wewnątrz Kościoła. Nie sugeruję tutaj, że chrześcijanie powinni zwieszać głowy jak sitowie i smucić się całymi dniami. Jednakże nawet najbardziej radośni chrześcijanie rozpaczają czasami nad letniością Kościoła i moralną degeneracją naszego narodu.
Taką postawę widać u Daniela. Najwyraźniej jego odczucia na temat Izraela współgrały z Bożymi. Miewał wspaniałe wizje, został cudownie ocalony z lwiej jamy, a Bóg mu niezmiernie błogosławił. Jednak przez cały ten czas miał na uwadze stan swego narodu i nie zapominał o tym, co Bóg pokazywał mu w tej sprawie: "Ja, Daniel, byłem zaniepokojony w duchu z tego powodu, a to co widziałem, przestraszyło mnie" [Dan. 7:15].
Oto był mąż, który zasypiał myśląc o Panu. Jego umysł nie był zaprzątnięty sprawami dotyczącymi interesów czy cielesnymi obrazami. Daniel stale szukał Pana i modlił się. I oto niebo zostało przed nim otworzone, ukazując wizje dotyczące przyszłości. Daniel znalazł się w niezwykłej, proroczej rzeczywistości, ponieważ wcześniej rozpaczał razem z Panem nad stanem Izraela.
Teraz Pan odsłonił przed Danielem część swego planu. Wszelkie zło miało zostać wyrwane i zniszczone, a nikczemne narody stratowane pod Jego stopami. Dzień sądu był blisko, a czas upływał. Nadchodził Król, a wszystkie księgi wkrótce miały zostać otwarte. Tymczasem, ku zdumieniu proroka, lud Boży spał w najlepsze, obojętny na to wszystko.
Dlatego też Daniel rozpaczał nad martwotą i deprawacją w domu Bożym. Jak sam zaświadcza: "wszystkie te słowa i wizje przyszłości zaniepokoiły mnie. Pobudziły moją duszę do płaczu i wołania o miłosierdzie" [zob. Dan. 9].
Dzisiaj widzę podobne sceny w domu Bożym. Usługujący i ich kościoły zatykają uszy na prorockie ostrzeżenia. Odmawiają słuchania wszystkiego, co jest "negatywne". Według nich teraz jest czas, by po prostu cieszyć się życiem. Wielu z nich niegdyś doświadczało Bożych cudów, widząc jak ich rodziny przychodziły do Jezusa. Teraz jednak coś się zmieniło i ludzie ci mają jakiś własny plan. Nie mają zamiaru spędzać czasu na rozpaczaniu wraz z Bogiem nad stanem narodu i Kościoła. Jak mówi Pismo: "Nie boleją nad zgubą Józefa" [Am. 6:6].
Daniel został dotknięty przez Boga, bo rozpaczał wraz z Nim. Modlił się mówiąc: "Panie, co się dzieje? Pragnę zrozumieć sytuację. Objaw mi to, abym mógł ostrzegać Twój lud". Nie dbał o to, że będą z niego szydzić. Był pochłonięty gorliwością, by poznać Boże serce i otwarcie wyznawał swój grzech.
"Modliłem się więc do Pana, mojego Boga, wyznawałem i mówiłem: Ach, Panie, Boże wielki i straszny, który dochowujesz przymierza i łaski tym, którzy cię miłują i przestrzegają twoich przykazań. Zgrzeszyliśmy, zawiniliśmy i postępowaliśmy bezbożnie, zbuntowaliśmy się i odstąpiliśmy od twoich przykazań i praw" [Dan. 9:4-5].
Oto jeszcze jedna cecha człowieka według Bożego serca: on się identyfikuje z grzechami Kościoła. Taki sługa woła o świętość, własną i ludu Bożego. Kościół może regularnie organizować spotkania modlitewne, lecz bez czystości modlitwa jest kompletnie pozbawiona mocy. Przesłanie, jakie Bóg pragnie kierować do swego ludu, musi wychodzić z ust, które zostały oczyszczone.
Wzywam wszystkich pastorów, nauczycieli i osoby świeckie: zacznijcie z determinacją szukać Bożego dotknięcia. Pozostawajcie w społeczności z Panem. Pośćcie, gdy zanosicie modlitwy wstawiennicze. I pozwólcie Duchowi Świętemu, by badał wasze serca. On wyjawi każdą złą, buntowniczą i grzeszną myśl, jaką ukrywacie. On rozprawi się z każdą dziedziną nieposłuszeństwa.
Wkrótce przestaniecie tolerować u siebie jakiekolwiek przejawy hipokryzji i kompromisu. Wasze modlitwy zamienią się w wołanie o uświęcenie. Wtedy widząc grzech w domu Bożym zawołacie: "Zgrzeszyliśmy przeciw Tobie". W ten sposób będziecie wiedzieli, że Bóg was dotknął. Zobaczycie, jak zaczyna w was swe boskie działanie zmieniając wasze serca, namaszczając was i przygotowując do większych dzieł.
Słyszeliście zapewne o siłach specjalnych armii Stanów Zjednoczonych. Są to świetnie wyszkolone, elitarne jednostki - rodzaj armii wewnątrz armii. Siły specjalne składają się w całości z ochotników, którzy ze względu na waleczność zostali zauważeni i wybrani przez przełożonych. Jeśli zgodzą się przyłączyć do takiej jednostki, przechodzą najtrudniejszy trening, jaki można sobie wyobrazić.
Przed wybuchem wojny w Afganistanie Osama bin Laden stwierdził, że amerykańscy żołnierze są słabi, tchórzliwi i nie wyćwiczeni do walki w górach. Zapowiadał, że Talibowie odeślą ich oddziały do domu w upokorzeniu, tak jak to się stało w przypadku żołnierzy rosyjskich. Lecz bin Laden nie wziął pod uwagę Sił Specjalnych. Te nieustraszone jednostki wkroczyły do Afganistanu w sile jedynie 2000 ludzi i w ciągu kilku dni wszystkie twierdze wroga zostały zlokalizowane. Nagle terroryści bin Ladena zaczęli się bać, a cały Taliban został pokonany w ciągu kilku tygodni.
Teraz terroryści na całym świecie drżą na widok jednostek Sił Specjalnych. Wiedzą, że nawet niewielki ich oddział jest w stanie wywołać przewrót w każdym państwie. Wylądowali już w kilku miejscach, gdzie były obozy szkoleniowe dla terrorystów - na Filipinach, w Indonezji i innych krajach. Terroryści boją się najbardziej właśnie nich.
Uważam, że Bóg czyni teraz coś podobnego w rzeczywistości duchowej. Podczas modlitwy byłem pod wrażeniem niezwykłej wizji od Ducha Świętego: Bóg opracowuje w niebie plan pewnej tajnej operacji. Przygotowuje sobie elitarne jednostki złożone wyłącznie z ochotników. Te Siły Specjalne będą się składać z ludzi nieustraszonych, gotowych stanąć do walki z przeciwnikiem. Obraz takiej sytuacji widzimy w I Księdze Samuela, gdzie czytamy: "A szli z nim rycerze, których serca poruszył Bóg" [10:26].
Dzisiejsze Siły Specjalne składają się z młodzieży, ludzi w średnim wieku, a nawet starców. Są to ludzie wyćwiczeni w swoich komorach modlitwy. Wielu przeszło przez cierpienia przekraczające ludzkie wyobrażenie - zostali oczyszczeni i wypławieni w ogniu prób, a dzięki intymnej więzi z Jezusem wiedzą, jak się walczy na kolanach. Są gotowi do działań w każdych duchowych warunkach, czy to w górach, czy w dolinach.
Żołnierze, o których mowa, wygrali już wiele bitew dzięki modlitwie i teraz zastępy piekielne na ich widok drżą z przerażenia. Wkrótce, na całym świecie rozpoczną walkę z siłami zła. Nasz Bóg nie potrzebuje armii liczących miliony ludzi. Jego Siły Specjalne są nieliczne, lecz potężne w bitwie. Jeden taki "komandos modlitwy" jest w stanie zmusić do ucieczki tysiące przeciwników. Tak jak Bóg obiecał małej, wiernej armii Jozuego, "wypędził Pan przed wami narody wielkie i potężne i nikt nie sprostał wam do dnia dzisiejszego. Jeden mąż spośród was pędzi przed sobą tysiąc, gdyż to Pan, Bóg wasz, walczy za was, jak wam przyobiecał" [Joz. 23:9-10].
Naszym polem walki nie są Afganistan, Filipiny czy Indonezja. Polem walki jest Kościół. Właśnie teraz Bóg posyła swoje Siły Specjalne do swego domu. Usta Jego żołnierzy zostały dotknięte rozżarzonym węglem z samego ołtarza. Ich języki są oczyszczone od wszelkiej nieczystości. Są to ludzie nieustraszeni w ujawnianiu wszelkiej cielesności w Kościele. Lwy w walce modlitewnej, lecz pokorni niczym jagnięta. A Słowo, które głoszą, jest naznaczone prawdą, czystością i prawością.
Słyszałem kazania wielu żołnierzy należących do jednostek specjalnych. Niektórzy są młodzi, lecz poznają Jezusa w bardzo szybkim tempie. Głoszą odważnie, zarówno do Kościoła jak i do niezbawionych. Inni są sługami w średnim wieku, którzy są już zmęczeni letniością panującą w Kościele. Duch Święty dotknął ich swoim ogniem i odnowił niegdysiejszą gorliwość. Teraz są gotowi, by pokazać młodemu pokoleniu, jak należy walczyć. Ci mężowie Boży toczą swe bitwy w komorach modlitwy, oczekując wodza - Jezusa. Są pełni świeżego Słowa pochodzącego z nieba. Mówią z miłością, a jednocześnie z mocą i w autorytecie. I nie boją się wskazywać słuchaczom na ich grzechy.
Przez wiele lat diabeł terroryzował Boży lud, rozdzierając na strzępy twierdze wielkich służb, znanych sług Bożych, depcząc święte standardy. Boga nie można jednak niczym zaskoczyć. Przez cały ten czas On ćwiczył swoich żołnierzy z jednostek specjalnych i teraz dokona desantu we własnym Kościele. Elitarne jednostki modlitwy wyprosiły upadek komunizmu w Europie Wschodniej, a teraz mocno osłabiają "Bambusową Kurtynę" w Azji.
Boże Siły Specjalne powstają w każdym narodzie - być może na razie dzieje się to w ukryciu, lecz wkrótce zobaczycie ich dzieła, dokonywane w mocy Chrystusowej. Słowo Boże zostanie posłane i nastąpi koniec głodu w Kościele. Pan zwycięży, a Jego Słowo ostoi się na wieki.