Irracjonalność wiary
Kiedy Bóg mówi do ludzkości: “Uwierz”, wówczas żąda On czegoś, co leży w zupełności poza rozumem. Wiara jest całkowicie sprzeczna z logiką. Sama jej definicja ma coś wspólnego z tym, co nieracjonalne. Pomyśl o tym: List do Hebrajczyków mówi, że wiara jest podstawą tego, czego się spodziewamy, dowodem na to, co niewidzialne. Krótko mówiąc, dowiadujemy się, że nie istnieje żadna namacalna materia, że nie ma żadnego dowodu. Mimo to, jesteśmy wezwani do uwierzenia. Czy przychodzi ci na myśl żądanie równie niedorzeczne jak to? Słyszymy w tym wezwaniu: “Przyjmij to na słowo. Zaufaj temu, co niewidzialne.” To zupełnie wykracza poza wszelką logikę.
Poruszam ten temat z ważnego powodu. Oto właśnie teraz na całym świecie całe rzesze wierzących opuszczają ramiona w zniechęceniu. Lud Boży przechodzi przez próby, zmagania, cierpienie i różnego rodzaju zamęt. Prawda jest taka, że wszyscy będziemy musieli stawiać czoła zniechęceniu w naszym życiu. A jednak wierzę, że jeśli zdołamy zrozumieć naturę wiary – jej irracjonalny, nielogiczny charakter – odnajdziemy pomoc potrzebną do przetrwania.
Rozważmy wiarę, której Bóg oczekiwał od Noego. Noe żył wśród pokolenia, które straciło wszelkie zahamowania. Trudno byłoby wyobrazić sobie pełnię zła, wśród którego żył ten człowiek: przemoc i morderstwa były na porządku dziennym. Z olbrzymów narodzili się “mocarze”. Ludzi opanowała taka podłość, że Bóg nie mógł już więcej tego znieść. Postanowił: “Dosyć! Koniec tego samozniszczenia. To musi się skończyć.”
Powiedział do Noego: “Zamierzam zniszczyć wszelkie ciało. Ale ocalę ciebie i twoją rodzinę. Dlatego chcę, abyś wybudował arkę. Chcę, abyś zgromadził w niej wszystkie gatunki zwierząt, po jednej parze z każdego. W czasie, gdy będziesz wykonywał te prace udzielę mieszkańcom ziemi 120 lat miłosierdzia, a potem ześlę deszcz, który będzie padał nieprzerwanie przez 40 dni i nocy. Nastanie wielka powódź i zetrze z ziemi wszelką żywą istotę.” Następnie Bóg przeszedł do wyznaczenia wymiarów arki – jej długości, szerokości i głębokości – w każdym szczególe.
Wyobraź sobie konsternację Noego towarzyszącą próbie uchwycenia tego, co usłyszał. Bóg zamierzał zesłać kataklizm, który miał zniszczyć całą ziemię, a wszystko, co Noe usłyszał na ten temat, zawierało się w tych krótkich słowach zesłanych z nieba. Miał po prostu przyjąć je przez wiarę, bez otrzymywania dodatkowych instrukcji przez 120 lat.
Pomyśl tylko, czego ta wiara żądała od Noego. Otrzymał gigantyczne zadanie wybudowania ogromnej arki, zaś w międzyczasie musiał nadal żyć w niebezpiecznym, pełnym przemocy świecie. Otaczali go olbrzymi, mordercy i sceptycy, którzy obserwowali każdy jego ruch. Jestem pewien, że drwili z niego w ciągu wielu lat budowania arki. I w całej swojej zatwardziałości pewnie grozili mu śmiercią. A jednak wiara żądała od tego męża Bożego, by zachowywał swoje serce “pełne bojaźni” (zob. Hebr. 11:7). Musiał trwać w wierze, gdy cały świat wokół niego tańczył, biesiadował i pogrążał się w zmysłowości.
Krótko mówiąc, Bóg mu powiedział: “ Noe, musisz ufać Mojemu słowu. Proszę cię, żebyś był Mi posłuszny bez żadnych wymówek. Jeśli kiedykolwiek zaczniesz mieć wątpliwości albo zechcesz się poddać, wróć do tego, co powiedziałem do ciebie. Nie daję ci żadnego innego dowodu, a jedynie Moją obietnicę i to wyłącznie na niej musisz polegać”.
Jakie to sprzeczne z logiką! Na pewno były chwile, gdy Noego ogarniało zniechęcenie; zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne. Nie wiemy ile dni spędził w takim stanie. Ileż to razy może myślał: “Przecież to takie głupie. Skąd mogę wiedzieć, że to był głos Boży?” Jednak Noe zrobił tak, jak kazał Bóg. Ufał otrzymanemu słowu przez ponad sto lat. Dlatego przez swoje posłuszeństwo, jak mówi Pismo: “Noe odziedziczył usprawiedliwienie, które jest z wiary” [Hebr. 11:7].
Rozważmy teraz przykład Abrahama. Bóg powiedział do tego człowieka: “Wyjdź z ziemi swojej”. Na pewno Abraham się zastanawiał: “Ale dokąd Panie”? Bóg odpowiedziałby zwyczajnie: “Nie powiem ci. Po prostu idź”.
To również nie ma wiele wspólnego z logiką. Dla każdej myślącej istoty takie żądanie byłoby całkiem niedorzeczne. Spróbuję to zilustrować na przykładzie pytania skierowanego do każdej chrześcijańskiej żony: gdyby twój mąż wrócił do domu pewnego dnia i powiedział: “Kochanie, pakuj walizki. Wyprowadzamy się”, rzecz jasna chciałabyś wiedzieć dlaczego, dokąd, co się stało, itd. Ale oto jedyna odpowiedź, jaką otrzymujesz: “Nie wiem. Wiem tylko, że Bóg tak powiedział.” Nie znasz sensu ani powodu takiego żądania. W tym po prostu nie ma logiki.
A jednak to właśnie taką niedorzeczną wskazówką kierował się Abraham. “Przez wiarę usłuchał Abraham, gdy został powołany, aby pójść na miejsce, które miał wziąć w dziedzictwo, i wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie” [Hebr.11:8]. Abraham spakował rodzinę i wyruszył nie znając kresu swej wędrówki. Wszystko, co wiedział, to krótka instrukcja, której udzielił mu Bóg: “Idź Abrahamie, a Ja będę z tobą. Żadne zło cię nie dosięgnie.” Wiara wymagała od niego działania wyłącznie na podstawie tej obietnicy.
Pewnej gwiaździstej nocy Bóg powiedział Abrahamowi: “Spójrz ku niebu i policz gwiazdy, jeśli możesz je policzyć! I rzekł do niego: Tak liczne będzie potomstwo twoje” (zob. I Mojż. 15:5]. Abraham musiał potrząsnąć na to głową. Był już stary, podobnie jak jego żona, Sara. Dawno temu minął już czas, kiedy mogliby mieć dziecko. Ale oto w tej chwili dostaje obietnicę, że będzie ojcem wielu narodów. A dowód? Tylko słowo z nieba: “Ja jestem Pan” [I Mojż. 15:7].
Jednak Abraham usłuchał. I Biblia mówi o nim tak samo, jak o Noem: “Wtedy uwierzył Panu, a On poczytał mu to ku usprawiedliwieniu” [I Mojż. 15:6]. Kolejny raz jesteśmy świadkami czegoś niezrozumiałego. Jednak wiara tego człowieka poczytana mu jest ku usprawiedliwieniu.
Przyjrzyjmy się teraz dzieciom Izraela i próbom, jakim poddał ich Bóg. Wyzwolił ich z niewoli faraona, aby zaraz potem znaleźli się w potrzasku nad Morzem Czerwonym. Z jednej strony otaczały ich góry, zaś z tyłu szybko zbliżała się armia faraona. Sytuacja była beznadziejna, na ludzki rozum bez wyjścia. Ich serca łomotały chyba ze strachu na odgłos rydwanów i koni wzbudzających tumany kurzu.
Mimo iż znam wynik tej sytuacji, moja stara natura ma ochotę pospierać się z Bogiem: “To chyba nie jest w porządku, Panie. Jakie to bolesne dla tych wszystkich rodzin z dziećmi. Utknęli na tym odludziu bez tratw czy łodzi, zastanawiając się, co robić. Przecież jednej nocy zabiłeś Panie wszystkich pierworodnych Egiptu. Czy więc nie mogłeś zniszczyć tych żołnierzy na pustyni? Co za różnica, czy ich utopisz czy zabijesz zanim zbliżą się do morza? To takie bezsensowne: dzieci płaczą, mężczyźni i kobiety drżą z przerażenia. Przecież Cię usłuchali, a mimo to pozwoliłeś, żeby to na nich przyszło. Po co to wszystko”?
Musimy zmierzyć się z bezspornym faktem – sam Bóg doprowadził ich do tego momentu, a cała ta sytuacja jest pozbawiona logiki i zupełnie bez sensu. Bóg po prostu oczekiwał od nich wiary w słowo, które już wcześniej do nich posłał: “Będę nieść was na swoich ramionach i przeprowadzę was przez pustkowie. Żaden wróg nie podniesie na was ręki, bo Ja będę z wami. Macie tylko wytrwać i oglądać zbawienie Pana.”
Chcę was o coś zapytać: Iluż to z nas dzisiaj stałoby tam z drżeniem i płaczem, tak samo jak Izraelici? Jeśli jesteśmy szczerzy, to przyznamy, że w taki właśnie sposób reagujemy obecnie w większości naszych kryzysów. Czy stan naszego serca nie jest podobny?
Mówiąc wprost, wiara jest bardzo wymagająca. Żąda od nas posłuszeństwa raz posłanemu słowu, bez żadnych dodatkowych wskazówek. Nie ma znaczenia jak wielkie są nasze przeszkody, jak niemożliwe do pokonania okoliczności. Mamy wierzyć Jego słowu i działać na jego podstawie. Bóg powiada: “Moja obietnica jest wszystkim, czego potrzebujecie”.
Tak samo jak każde pokolenie przed nami, my też nieraz zadajemy pytania: “Panie, dlaczego staję przed tą próbą? Przekracza to moje zrozumienie. Już tyle bezsensownych sytuacji dopuściłeś w moim życiu. I dlaczego nie ma wyjaśnienia na to wszystko, przez co przechodzę? Dlaczego moja dusza jest taka udręczona przez tyle ciężkich prób?
Posłuchaj raz jeszcze – wymagania wiary są całkiem niewytłumaczalne dla ludzkości. Jak więc Pan odpowiada na nasze wołania? Otóż posyła Słowo, przypominając nam o swoich obietnicach. I mówi: “Po prostu usłuchaj mnie. Zaufaj mojemu Słowu, które ci dałem”. On nie akceptuje wymówek ani nieposłuszeństwa, bez względu na to jak niemożliwe mogłyby się wydawać wszystkie okoliczności.
Proszę, nie zrozum mnie źle. Nasz Bóg jest kochającym Ojcem i nie dopuszcza pochopnie i bezmyślnie do cierpienia swoich dzieci. Wiemy, że dysponuje wszelkimi środkami i mocą, aby odsunąć od nas każdy problem czy cierpienie. Może zwyczajnie wypowiedzieć jedno słowo, aby nas wybawić od wszelkich prób i zmagań.
Ale prawda jest taka, że Bóg nie zamierza nas informować jak i kiedy wypełni swoje obietnice względem nas. Dlaczego? On nie jest nam winien wyjaśnienia, skoro już dał nam swoją odpowiedź. Dał nam wszystko, czego potrzebujemy do życia i pobożności – mamy to w Jego Synu, Jezusie. On jest wszystkim, czego potrzebujemy w każdej sytuacji, w jakiej życie nas stawia. A Bóg zawsze będzie stał za swoim słowem, które już raz nam objawił: “Moje słowo jest w twoim zasięgu. Moje obietnice są tak i amen dla wszystkich, którzy wierzą. Więc polegaj na Mym Słowie, wierz i bądź mu posłuszny.”
Biblia mówi, że Izrael dziesięć razy “drażnił” Pana na pustyni. Czym było to drażnienie? Wydarzyło się dziesięć sytuacji, w których Izraelici stanęli przed wielkim testem. Raz za razem stawiani byli w wobec okoliczności, które wydawały się nie do przejścia. Może nieraz się zastanawiałeś, tak jak ja, czemu to miało służyć.
W każdym z tych przykładów Bóg chciał wzbudzić w swym ludzie promyk wiary. Szukał choćby małej jej miary, na której mógłby budować. Pragnął wobec całego świata dać świadectwo wierności wobec swego wybranego ludu. To sam Izrael miał być tym świadectwem. W skrócie Bóg mówił: “Kiedy stawiam mój lud w ciężkich sytuacjach, oczekuję, że będą postępować w oparciu o Moje obietnice, które im dałem. Moje słowo jest życiem dla wszystkich, którzy wierzą i chcę aby to przesłanie było głoszone i manifestowane wobec zgubionego i ginącego świata.”
Izrael otrzymał dostęp do tego Słowa jeszcze przed tymi wydarzeniami. Bóg już wcześniej im zapowiedział: “Wyprowadzę was z niewoli do kraju mlekiem i miodem płynącego. Nikt już nie podniesie na was ręki, bo ‘Jestem, który jestem’ będzie z wami. Żadna Moja obietnica nie zawiedzie.” To samo dotyczy ludu Bożego dzisiaj. Dopóki ziemia istnieje, Boże obietnice są niezmienne: “Wyprowadzę was z ucisku. Ufajcie wielkiemu ‘Jestem, który jestem’.”
Oto dlaczego Bóg, pełen nieskończonej cierpliwości, traci ją w obliczu niewiary swoich dzieci. W Liście do Hebrajczyków czytamy: “Albowiem niektórzy usłyszawszy, rozdrażnili Pana” [Hebr. 3:16 BG]. Co takiego usłyszeli ci ludzie? Usłyszeli Słowo Boże – obietnice ochrony, prowadzenia i dobroci. Jednak zamiast zaufać temu słowu, za każdym razem koncentrowali się na swojej beznadziejnej sytuacji. W ten sposób pozwolili, by niewiara opanowała ich serca. Bóg odpowiedział na to: “... Przysiągłem w gniewie moim: Nie wejdą do odpocznienia mego” [Hebr. 3:11].
Ci ludzie oczekiwali czegoś racjonalnego. Chcieli oprzeć się na czymś, czego mogliby dotknąć, zobaczyć i poczuć. Chcieli, żeby Bóg dokładnie określił drogę, którą mieli przebyć. Ale to nie jest wiara. Wiara mówi: “Bóg dał mi obietnicę. Będę żyć i umrę w oparciu o nią. Nie ważne, ile to będzie kosztowało – stawiam wszystko, całe moje życie, na szalę Jego Słowa.”
List do Hebrajczyków stawia pytanie: “Do kogo miał wstręt przez czterdzieści lat? Czy nie do tych, którzy zgrzeszyli, a których ciała legły na pustyni? A komu przysiągł, że nie wejdą do odpocznienia jego, jeśli nie tym, którzy nie wierzyli? Widzimy więc, że nie mogli wejść z powodu niewiary” [Hebr. 3:17-19].
Prawda jest taka, że każda z tych ciężkich prób w końcu minęła i Bóg wybawił ich z każdej opresji. Ale ci sami Izraelici, którzy doświadczyli Bożej dobroci, pomarli na pustyni. Dlaczego? Wraz z każdą próbą, narzekali i zatwardzali swoje serce, odwracając się od wiary.
A co z tobą? Czy jesteś może teraz w jakimś strasznym miejscu, tak jak niegdyś Izrael? Czy odczuwasz pustkę? Czy wydaje ci się, że jesteś pozbawiony nadziei, odarty ze wszystkiego? Wszystkim, którzy przechodzą przez ciężką walkę, chcę powiedzieć, że to minie. Czego więc Bóg oczekuje od ciebie pośród tego wszystkiego?
Może smucisz się, cierpiąc w bólu i zmaganiach, którym, jak by się wydawało, nie ma końca. Jesteś przygięty do ziemi, bardziej zniechęcony niż kiedykolwiek wcześniej, a twoi przyjaciele ci mówią: “ Nie płacz i nie lamentuj. To nie jest manifestacja wiary.” Ale sprawa wygląda inaczej – jeśli masz wiarę, to jesteś też zdolny do płaczu. Nie da się uniknąć bólu. We łzach jest też kojąca moc. Twój żal nie ma nic wspólnego z tym, czy ufasz Bożemu Słowu.
Czasem może się zastanawiasz: “Panie, co złego zrobiłem? Jaki grzech popełniłem? Czy to Twój sąd?” Może nawet masz chęć wyzywająco zawołać: “Dlaczego na to pozwoliłeś? Panie, co takiego zrobiłem, że zezwoliłeś na to wszystko?” Chcę ci powiedzieć, że Bóg daje ci czas na takie pytania. Pozwala, by twoje ciało przeszło przez spazmy rozpaczy.
Następnie Pan przychodzi wreszcie i mówi: “Miałeś prawo przeżywać to w taki sposób. Ale nie masz powodu, żeby Mnie oskarżać lub wątpić we Mnie. Dałem ci obietnicę. Naprawdę dałem ci wszystko, czego potrzebujesz. Musisz teraz przyjąć tę obietnicę. Jeśli to zrobisz, Moje Słowo stanie się dla ciebie życiem. Ono przyniesie ci uzdrowienie większe niż jakiekolwiek lekarstwo, skuteczniejsze niż morze łez.”
Raz po raz psalmista pyta: “Dlaczego moja dusza jest przygnębiona? Czuję się bezsilny i zapomniany. Jest we mnie tyle niepokoju. Dlaczego czuję taką bezradność w tym ucisku?” Te pytania towarzyszyły nieraz wielu tym, którzy kochali Boga i służyli Mu.
Weźmy za przykład bogobojnego Eliasza. Widzimy go jak siedzi pod krzakiem jałowca i prosi Boga, żeby go zabił. Jest w stanie takiej depresji, że stracił wolę życia. Spoglądamy też na sprawiedliwego Jeremiasza pogrążonego w rozpaczy. Prorok tak woła: “Panie, zwiodłeś mnie. Kazałeś mi prorokować o tym wszystkim, ale nic z tego się nie spełniło. Nic innego nie robię w swoim życiu poza szukaniem Ciebie. A oto jaką mam zapłatę. Już nie będę wypowiadał Twojego imienia.”
Każdy z tych sług miał chwilowy atak zwątpienia, ale Pan rozumiał ich stan w sytuacji chaosu i zwątpienia. Po jakimś czasie zawsze wskazywał im drogę wyjścia. Pośrodku ich udręki Duch Święty kierował na nich swoje światło, zaś Pismo przytacza ich historie jako przykład dla nas.
Rozważmy świadectwo Jeremiasza o tym, jak wyszedł z tego dołu: “Ilekroć pojawiały się twoje słowa, pochłaniałem je; twoje słowo było mi rozkoszą i radością mego serca, gdyż twoim imieniem jestem nazwany, Panie, Boże Zastępów” [Jer. 15:16]. Podobnie zaświadcza Dawid: “Pamiętałem twoje Słowo”, zaś Eliasz wyznaje: “Twoje Słowo przyszło do mnie.” W jakimś punkcie każdy z tych mężów Bożych przypominał sobie Słowo Boże, które stało się ich radością i wydźwignęło ich z dołu.
Prawdą jest, że przez cały czas ich zmagań Pan był tuż obok, czekając. Słyszał ich wołanie, ich ból i rozpacz. Po jakimś czasie mówił do nich: “Już się wypłakałeś i wyżaliłeś. Teraz chcę, abyś Mi zaufał. Czy wrócisz do Mego Słowa? Czy oprzesz się na obietnicy, którą ci dałem? Jeżeli tak, wówczas Moje Słowo cię przeprowadzi”.
Nie ma znaczenia, w jaki sposób doszło u nas do tak opłakanego stanu. Czasem to Bóg doprowadza nas do końca naszych możliwości, czasem to atak wroga, tak jak to było z Jobem. Innym znów razem odzywa się ciało – czy to przez pokusę, czy psychiczną lub fizyczną próbę. W gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia, co jest przyczyną. Liczy się tylko to, w jaki sposób z tego wyjdziemy. A wyjście jest tylko jedno – Słowo Boże.
Duch Święty, w swojej wierności, chce do nas mówić. Daje nam znać, kiedy czas już odłożyć na bok wszystkie zwątpienia i pytania, ale jeżeli Mu odmówimy i nie powrócimy do zaufania Jego obietnicom, by stały się radością naszego życia – niewiara wkradnie się na dobre. Z czasem będzie twardnieć jak beton i wówczas możemy wpaść w nowy dół, z którego już nigdy nie wyjdziemy. Każda nasza myśl o Bogu będzie twarda i oskarżycielska, zamiast pełna ufności, a Jego gniew skierowany jest przeciwko tym, którzy odrzucają ufność w Jego Słowo.
Przez całe stulecia Żydzi oczekiwali na przyjście Mesjasza. Wierzyli, że wybawiciel Izraela będzie królem przychodzącym w majestacie i mocy, by ustanowić władzę w Jerozolimie. Miał być potężnym wybawcą dowodzącym niewidzialną armią. Miał złamać jarzmo okupacji rzymskiej, a następnie obalić wszelką pozostałą na ziemi władzę.
Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie to ogromne oczekiwanie, które żywił każdy Żyd w związku z obiecanym przyjściem Zbawiciela? On miał uzdrowić każdą chorobę, zabrać wszelki ból, uwolnić biednych od ich nędzy i dać ludziom to, czego pragnęło ich serce. On uczyniłby Izraela wielkim, zamożnym narodem. A wszystko to miał uczynić przez niewiarygodny pokaz swej mocy.
Czy zatem Mesjasz przybył właśnie w taki sposób? Wiemy, że nie. Urodził się w stajni, choć było tyle innych miejsc, zaś historia Jego narodzin jest najbardziej nielogiczna i niedorzeczna ze wszystkich. Ten Mesjasz nie miał ziemskiego ojca. Został poczęty w sposób niepokalany, przez Ducha Świętego i ukryty w łonie dziewicy. Jego przybycia nie ogłosiły potężne trąby, ale stary kapłan i prorokini w podeszłym wieku. Oboje oznajmili po prostu: “Ten jest wyczekiwanym Mesjaszem Izraela. Wierzcie w Niego, bo On jest Bogiem.”
O kim właściwie mówili ci dwoje? O zwykłym mieszkańcu Nazaretu, cieśli. Kiedy Jezus pojawił się na scenie, mówili: “Chwileczkę, znamy rodziców tego człowieka.” Możliwe, że ktoś nawet powiedział: “Józef przyprowadził go kiedyś do nas do pomocy przy naprawie stołu”. I jak ktokolwiek miał wierzyć, że taki ktoś jest Mesjaszem? Zupełnie niedorzeczne.
Jezus nie podbudował swojego Majestatu potężną armią. Pojawił się zwyczajnie z dwunastoma niewykształconymi uczniami o niskim statusie społecznym. Nie zostali wyszkoleni w teologii na wysokim poziomie. Byli rybakami, najemnikami do różnych prac, ludźmi handlu. Jezus także nie odbiegał od tego poziomu. Jak więc ktokolwiek mógł przyjąć, że był on autorytetem w dziedzinie Słowa Bożego? Każdy wiedział, że prawdziwi przywódcy Izraela zasiadali u stóp Gamaliela, ucząc się od tego najznakomitszego mędrca tamtych czasów. W międzyczasie ów syn cieśli nauczał na pustkowiach i wzdłuż wybrzeża, a jego słuchaczami byli trędowaci, wdowy, prostytutki. Tym wszystkim mówił: “Jestem Bogiem w ciele. Wierzcie we Mnie.”
Wyobraźcie sobie reakcję któregoś z przywódców religijnych: “Ten człowiek staje w synagogach, podając się za Mesjasza. Mówi, że jest posłany przez Boga, a przecież nie jest z królewskiego rodu, ani nawet nie pochodzi od królów. Nie ma nawet miejsca, gdzie mógłby złożyć głowę. Wpada do świątyni i wyrzuca naszych przekupniów. Świątynię nazywa domem swojego Ojca, ale nie wyjaśnia, skąd ma taką władzę. Twierdzi nawet, że sam jest świątynią. Mówi, że był jeszcze przed Abrahamem.
Twierdzi, że jest żywą wodą, chlebem, który zstąpił z nieba, zarówno człowiekiem jak i Bogiem. Potem posługuje się dziwacznym językiem, każąc nam spożywać Jego ciało i pić Jego krew. Mówi, że jeżeli widzieliśmy Jego, to równocześnie widzieliśmy Ojca, a jeśli nie wierzymy w Niego, to także nie wierzymy w Ojca. Jaki autorytet stoi jednak za tymi roszczeniami? Wyłącznie Jego słowo. Tak po prostu przychodzi i mówi: ‘Wierzcie we Mnie’.”
Pomyślcie tylko, jak to było gdy ci przywódcy słyszeli następujące słowa Jezusa: “Kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny...” [Jan 5:24]. Protestowali, mówiąc do Niego: “Ty sam o sobie świadczysz; świadectwo twoje nie jest prawdziwe” [Jan 8:13]. Jezus jednak odpowiadał im znowu, wydawałoby się, w dziwaczny sposób: “A przecież w zakonie waszym jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest wiarygodne. Ja świadczę o sobie, a także Ojciec, który mnie posłał, świadczy o mnie” [Jan 8:17-18].
Ostatecznie Jezus nadaje wszystkiemu jednoznaczną perspektywę: “Dlaczego mowy mojej nie pojmujecie? Dlatego, że nie potraficie słuchać słowa mojego” [Jan 8:43]. On mówił: “Nie potraficie pojąć tego, co mówię, bo nie słyszycie Mojego Słowa”. To samo jest dzisiaj prawdą w odniesieniu do każdego wierzącego. Wszystko sprowadza się do jednego: zaufania Bożemu Słowu. Jego Słowo jest naszym życiem i nadzieją.
Żyjemy w czasach, kiedy Ewangelia jest głoszona z większym rozmachem, niż kiedykolwiek wcześniej. Jest ogromna liczba kaznodziejów, książek, nawet ilość mediów prezentujących Ewangelię jest większa, niż kiedykolwiek. A jednak nigdy dotąd nie było aż tyle frustracji, cierpienia i zamieszania w umysłach ludu Bożego. Obecnie pastorzy głoszą swoje kazania w taki sposób, aby po prostu zebrać ludzi i pomóc im radzić sobie z rozpaczą. Nauczają o Bożej miłości oraz cierpliwości i przypominają, że Bóg widzi nasze chwile zniechęcenia. Mówi się nam: “Trzymaj się, nie zniechęcaj się. Nawet Jezus czuł się opuszczony przez Ojca.”
Nie mówię, że to coś złego – sam także o tym nauczam. Jednak jestem pewien, że istnieje jeszcze inna przyczyna, dla której widzimy tak niewiele zwycięstwa i wybawienia – tym czymś jest niewiara. Jest faktem, że Bóg przemówił w bardzo jasny sposób w tych naszych czasach ostatecznych. A oto przesłanie tych słów: “Dałem wam już Moje Słowo – zakończone i kompletne. Stójcie teraz na jego fundamencie.”
Niech nikt wam nie wmawia, że doświadczamy głodu Słowa Bożego. Prawdą jest, że doświadczamy głodu słuchania Słowa Bożego i posłuszeństwa wobec niego. Dlaczego? Wiara jest taka nieracjonalna. Nigdy nie przychodzi do nas przez logikę czy rozum. Paweł nazywa to zwyczajnie: “Wiara jest ze słuchania, zaś słuchanie przez słowo Boże” [Rzym. 10:17]. Tylko w ten sposób prawdziwa wiara może wzrosnąć w sercu każdego wierzącego. Wiara pochodzi ze słuchania Słowa Bożego – to znaczy uwierzenia, zaufania i działania w oparciu o nie.
Chcę zakończyć wyimaginowaną rozmową pomiędzy Panem, a zniechęconym chrześcijaninem:
Chrześcijanin: “Panie, jestem przygnębiony i zniechęcony. Obiecałeś, że nie dopuścisz, abym niósł ciężar ponad moje siły, bez drogi wyjścia. Ale w tej chwili jestem przytłoczony. Gdybyś tylko zechciał mi wyjawić, o co w tym wszystkim chodzi.”
Pan: “Daję ci moje Słowo: ‘Niech modli się do ciebie każdy pobożny w czasie niedoli, gdy wyleją wielkie wody, do niego nie dotrą. Ty jesteś ochroną moją, strzeżesz mnie od ucisku, otaczasz mnie radością wybawienia. Pouczę cię i wskażę ci drogę, którą masz iść; będę ci służył radą, a oko moje spocznie na tobie’ [Ps. 32:6-8].”
Chrześcijanin: “Panie, czuję się taki bezradny. Cała moja siła zanikła. Dręczą mnie lęki i zwątpienia. Nie widzę przed sobą żadnego wyjścia. Przyszłość nie ma żadnych perspektyw.”
Pan: “Daję ci moje słowo: ‘Oto oko Pana jest nad tymi, którzy się go boją, nad tymi, którzy spodziewają się łaski jego, aby ocalić od śmierci dusze ich i podczas głodu zachować przy życiu. Dusza nasza oczekuje Pana, On pomocą naszą i tarczą naszą’ [Ps. 33:18-20].”
Chrześcijanin: “Panie, czasem wydaje mi się, że musiałem cię czymś obrazić. Czy to, co się dzieje, to jakiś sąd nade mną? Czy to się kiedyś skończy?”
Pan: “Daję ci moje Słowo: ‘Ten biedak wołał, a Pan słuchał i wybawił go z wszystkich ucisków jego. Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją i ratuje ich. Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia!
Oczy Pańskie patrzą na sprawiedliwych, a uszy jego słyszą ich krzyk... Wołają, a Pan wysłuchuje ich i ocala ze wszystkich udręk... Wiele nieszczęść spotyka sprawiedliwego, ale Pan wyzwala go ze wszystkich... Pan wyzwala duszę sług swoich i nie będą ukarani ci, którzy mu ufają’ [Ps.34:7-9,16,18,20,23].”
W tych trzech psalmach mamy wystarczająco dużo Słowa, aby wyjść ze stanu niewiary. Ponaglam was teraz: usłyszcie je, uwierzcie w nie i działajcie na jego podstawie. A wreszcie – odpocznijcie w nim. W ten sposób złożymy świadectwo o naszym wiernym Bogu w czasie każdej próby i ucisku.