Ludzie innego gatunku
Ilekroć czytam o dokonaniach Bożych mężów Starego Testamentu, moje serce płonie. Ci słudzy nieśli tak wielkie brzemię względem Bożego imienia, wykonywali tak potężne dzieła, że nadal zadziwiają większość chrześcijan w obecnej dobie.
Owi dawni święci byli twardzi jak skała, jeśli chodzi o odrzucenie możliwości jakiegokolwiek działania bez słowa od Pana. Nieraz płakali bolejąc całymi dniami nad stanem duchowego odstępstwa w Jego domu. Często odmawiali przyjmowania posiłków i napojów, a także mycia się, wyrywając sobie kępki włosów z głowy i brody. Prorok Jeremiasz przeleżał nawet przez 365 dni na jednym boku na ulicach Jerozolimy, ostrzegając bezustannie Izrael przed nadchodzącym sądem Bożym.
Zastanawiam się, skąd ci święci brali duchowy autorytet i energię do tych wszystkich rzeczy. Byli ludźmi odmiennego pokroju, sługami zupełnie różnymi w sowim rodzaju od tych, których widzimy obecnie w kościele. Ja po prostu nie jestem w stanie odnaleźć w sobie podobieństwa do nich i ich życia duchowego. Wiem, że jestem zupełnie inny i nie znam żadnego chrześcijanina, który byłby jak oni.
Jest coś, co mnie niepokoi w tej kwestii. Biblia mówi, że dokonania tych ludzi są zapisane jako lekcje dla nas: “A to wszystko na tamtych przyszło dla przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzy znaleźliśmy się u kresu wieków” (I Kor.10:11). Ich przeżycia mają być dla nas przykładami tego, jak poruszyć Boże serce lub jak przywieźć upadły lud do pokuty.
Czy zatem ci święci stanowili jakiś odmienny gatunek? Czy byli supermenami z ustalonym już wcześniej życiorysem, wyposażonymi w ponadnaturalne siły nieznane naszemu pokoleniu? Nic podobnego. Biblia podkreśla, że nasi pobożni poprzednicy byli takimi ludźmi jak ja i ty, poddanymi tym samym cielesnym namiętnościom (por. Jakub 5:17 BG). Doprawdy, ich historie podają nam przykład do naśladowania. W ich charakterze było coś takiego, co spowodowało, że Bóg położył na nich swoją rękę; że wybrał ich, aby zrealizowali Jego cele. Pan ponagla nas także dzisiaj, abyśmy dążyli do charakteru tej samej jakości.
Smuci mnie jeszcze inna różnica pomiędzy tymi dawnymi wierzącymi a większością dzisiejszych chrześcijan. Żyjemy w najbardziej nikczemnych czasach w historii. Nasze obecne pokolenie jest wiele razy gorsze, niż społeczeństwo Niniwy czy Sodomy. Jesteśmy ludźmi twardszego karku, niż starożytny Izrael i bardziej skłonni do przemocy niż w czasach Noego. Jeżeli kiedykolwiek świat potrzebował prawdziwych świętych, ludzi pełnych wielkiej wiary, to właśnie teraz. Wierzę, że Bóg poszukuje dziś oddanych sług tego samego pokroju. Szuka mężczyzn i kobiet, którzy będą zabiegać o poznanie Jego serca i będą dokonywać wielkich czynów w Jego imieniu, przyprowadzając do Niego całe społeczeństwa.
Pomyślcie, dlaczego po tym jak Bóg wzbudzał w tamtych czasach dogłębnie złamanych mężów, których charakteryzowały święte dążenia, maiłby zaniechać tego obecnie? Dlaczego rozmyślnie miałby pozostawić najbardziej potrzebujące pokolenia w historii bez świętych, którzy zabierają głos w Jego imieniu? Wiemy, że Bóg się nie zmienił. On jest taki sam wczoraj, dzisiaj i na wieki (por. Hebr. 13:8), a służymy temu samemu Panu, któremu służyły poprzednie pokolenia. Zatem gdzie są dzisiaj gorliwi słudzy, którzy poniosą Jego brzemię i przemówią w Jego sprawie?
A wreszcie, co mnie najbardziej niepokoi, to fakt, że mamy coś, czego tamci święci nie posiadali. W dniach ostatecznych Pan wylał na nas dar Ducha Świętego. Zatem nasze pokolenie ma dostęp do bardziej skutecznej mocy i darów niebiańskich, niż kiedykolwiek dotąd. Krótko mówiąc, otrzymaliśmy wszystko, aby wzrastać w wierze jako ludzie innego gatunku i Bóg wzywa właśnie takie sługi, by wystąpili naprzód i oddzielili się dla Pana.
Pozostaje dla nas pytanie: dlaczego Bóg dotykał i namaszczał tamtych ludzi w tak potężny sposób? Dlaczego ich służba miała moc zmienić los całych narodów? Biblia odkrywa przed nami w jaki sposób ci “ludzie innego gatunku” stawali się owładnięci Panem i Jego sprawami. I to jest ścieżka, którą może przemierzać każdy sługa Boży.
Pismo mówi, że Ezdrasz był człowiekiem, na którym spoczywała Boża ręka. Ezdrasz zaświadczył: “...będąc umocniony ręką Pana, Boga mojego, która jest nade mną...” (Ezdr. 7:28 BG). Innymi słowy, Bóg wyciągnął rękę, ogarnął Ezdrasza i przemienił go w całkiem innego człowieka.
Dlaczego Bóg miałby tak postąpić z tym człowiekiem? W Izraelu tamtych czasów były setki uczonych w Piśmie. Wszyscy oni mieli to samo powołanie do studiowania i objaśniania Słowa Bożego ludziom. Co wyróżniało Ezdrasza spośród innych? Co sprawiło, że Bóg położył na nim swoją rękę i powierzył mu ponad 50 000 ludzi w celu odbudowy zrujnowanego miasta Jerozolimy?
Pismo daje nam odpowiedź: “Ezdrasz bowiem postawił sobie za cel zbadać zakon Pański i wprowadzać go w czyn” (Ezdr. 7:10). To proste – Ezdrasz podjął świadomą decyzję. Postanowił nad wszystko inne szukać Bożego Słowa i być mu posłusznym, ponadto nie próbował uchylać się od tego postanowienia. Powiedział sobie: “Będę zgłębiał Słowo i wcielał je za każdym razem w czyny”.
Ezdrasz nie miał żadnego ponadzmysłowego przeżycia, które sprawiłoby w nim miłość do Słowa, nie został też obudzony w nocy przez Ducha Bożego, który by mu powiedział: “Poprowadzisz 50 000 ludzi do pokuty i do wykonania Mojego dzieła, a do tego potrzebna ci jest moc, hart ducha, czystość i duchowy autorytet. To jednak przychodzi wyłącznie w wyniku poznania Mojego Słowa i posłuszeństwa mu. Tak więc zamierzam cię obdarzyć miłością do Pisma, abyś mógł wykonać Mój plan. Już jutro obudzisz się z nieustannie nasilającym się głodem zgłębiania Mojego Słowa i posłuszeństwa mu.”
Wcale nie tak się to stało. Na długo zanim Bóg położył rękę na Ezdraszu, ten człowiek już pilnie studiował Pismo. Pozwolił, by ono badało go i oczyszczało z wszelkiego brudu ciała i ducha. W rezultacie Bóg dostrzegł w nim człowieka nasiąkniętego Jego Słowem. Ezdrasz łaknął zgłębiania Pisma i radował się nim. Po prostu pozwolił, by Pismo przygotowało jego serce na każde zadanie, które Bóg miał dla niego. To dlatego właśnie Bóg położył na nim swą rękę i namaścił go.
Tak, Boże namaszczenie jest ponadnaturalne. Ale On kładzie swą dłoń tylko na tych, którzy są całkowicie oddani poznawaniu i posłuszeństwu wobec Bożego Słowa. Właśnie tu zaczyna się wszelkie pomazanie. Nikt nie może spodziewać się Bożego dotknięcia w swoim życiu, jeśli nie ma gorliwości dla Pisma.
Podobnie jak Ezdrasz, Dawid też był “człowiekiem innego gatunku”, który zmienił bieg historii swojego narodu. Tak jak Ezdrasz, Dawid nasycał swoje serce Słowem Bożym. Napisał psalm 119 zawierający 176 wersetów, z których prawie każdy wysławia wielkość Bożego Słowa: “W sercu moim przechowuję słowo twoje, abym nie zgrzeszył przeciwko tobie... Mam upodobanie w przykazaniach twoich, nie zapominam słowa twego... O, jakże miłuję zakon twój, przez cały dzień rozmyślam o nim... Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim... Słowo twoje jest całkowicie czyste, dlatego kocha je sługa twój” (Ps. 119:11,16,97,105,140).
“A potem zarządziłem... post, abyśmy się ukorzyli przed naszym Bogiem i wyprosili u niego szczęśliwą [właściwą – anglojęzyczny przekład KJV] drogę dla siebie i naszych rodzin i dla całego naszego dobytku” (Ezdr. 8:21).
Na tym etapie Ezdrasz prowadził swój naród z powrotem do Jerozolimy. Podróż oznaczała szereg niebezpieczeństw takich jak: rozbójnicy, złodzieje i mordercy. Dlatego król perski zaproponował Ezdraszowi zbrojny oddział do ochrony wędrowców. Jednak Ezdrasz nie mógł się zgodzić na taką ofertę, a wręcz zaświadczył przed królem: “Ręka naszego Boga spoczywa dobrotliwie nad wszystkimi, którzy go szukają, lecz jego moc i gniew dotkną wszystkich, którzy od niego odstępują” (Ezdr. 8:22).
Jego odpowiedź wiele nam mówi na temat postawy cechującej “człowieka innego gatunku”. Po pierwsze, Ezdrasz ponownie potwierdza, że Boża ręka spoczywa nie tylko na małej garstce z góry na to przeznaczonej. Pan rozciąga swój dotyk na wszystkich, którzy są zdeterminowani, by Go szukać. “Ręka naszego Boga spoczywa dobrotliwie nad wszystkimi, którzy go szukają” (Ezdr. 8:22 – podkreślenie moje).
Po drugie, Ezdrasz mówi do króla: “(...) lecz jego moc i gniew dotkną wszystkich, którzy od niego odstępują”. W gruncie rzeczy daje królowi do zrozumienia: “Dziękuję ci, królu, za twoją propozycję, ale służymy potężnemu Bogu. On ma moc nas przeprowadzić przez każdy aspekt dzieła, do wypełnienia którego nas powołał.” Ezdrasz odczuwał taką pewność co do tego, że właściwie, jak czytamy, był zawstydzony prosić o pomoc: “Wstydziłem się bowiem prosić króla o eskortę i jeźdźców, aby nas bronili przed wrogami” (Ezdr. 8:22).
W końcu, Ezdrasz wzywa lud do postu, co oznacza, że nie kazał ludziom zwyczajnie przyjąć Bożych obietnic przez wiarę. Nie powiedział im: “Musimy uchwycić się Bożego Słowa, które mówi, że On nas będzie chronił. A tymczasem, ruszajmy!”
Nie, Ezdrasz uważał, że należało jeszcze coś tutaj zrobić. Oto, co myślał na ten temat: “Tak, wierzymy Bożemu Słowu dotyczącemu nas, jednak teraz musimy pościć i modlić się, aż zobaczymy, jak Jego Słowo się ziszcza. Nie ruszymy się ani na krok, aż to się stanie.” Tak więc czytamy w Piśmie: “Pościliśmy więc i prosiliśmy naszego Boga o to, i On dał się ubłagać. (...) I była nad nami ręka naszego Boga, On też wybawił nas w drodze od nieprzyjaciół i zbójców” (Ezdr. 8:23,31).
Właśnie tego rodzaju charakter odnajdujemy w postaciach starotestamentowych. Mojżesz, Jozue, starsi i prorocy – wszyscy oni modlili się i pościli. Nie przyjmowali tak sobie po prostu Słowa przez wiarę ale działali w wierze na jego podstawie. Nie oznaczało to rzucenia się przed siebie na oślep, ale rozpoczęcie od postu i modlitwy w całkowitej ufności i oczekiwaniu na spełnienie się Bożego Słowa.
Ten sam biblijny wzorzec jest obecnie aktualny dla nas. Armia Zbawienia została założona przez generała Bootha w efekcie postu i modlitwy. Podobnie nasza służba Teen Challenge narodziła się ponad czterdzieści lat temu w modlitwie połączonej z postem. Można to samo powiedzieć o niezliczonej ilości służb, które działają skutecznie do dzisiaj. Pan wzywa do postu i modlitwy każdego, kto odda swe serce Bożej sprawie.
Ezdrasz i inni jemu podobni płakali i radowali się, mając nad sobą Bożą rękę. Ale w jaki sposób ci pobożni mężowie osiągnęli ten stan? Jak udało im się dzielić złamanie Bożego serca nad grzechami współczesnych im ludzi?
Odpowiedź znajdujemy w służbie Ezdrasza. Kiedy już lud przybył do Jerozolimy, Bóg użył Ezdrasza aby przywieść ludzi do gruntownego i radykalnego upamiętania. “Ezdrasz błogosławił Pana, wielkiego Boga, a cały lud, poniósłszy swoje ręce odpowiedział: Amen, amen!” (Neh. 8:6).
Następnie Ezdrasz odczytał Słowo Boże wobec ludu, zaś “... cały lud słuchając postanowień Zakonu, płakał” (Neh. 8:9). Jednak, ujrzawszy ich pokutę, Ezdrasz zachęcił ich do radości: “Dzień dzisiejszy jest poświęcony Panu, waszemu Bogu, nie smućcie się i nie płaczcie (...) wszak radość z Pana jest waszą ostoją” (Neh. 8:9-10). Tak też się stało: “Rozszedł się więc cały lud, aby się najeść i napić, i udzielić innym, i urządzić wielką radosną uroczystość, gdyż zrozumieli słowa, które im podano” (Neh. 8:12).
Pytam was, dlaczego było tyle radości? Ponieważ jeden człowiek był gotów podzielić z Bogiem ciążące na sercu brzemię spowodowane grzechem ludu. Ezdrasz wiedział już, jakie były ich przewinienia, wiedział, że zmieszali się z poganami, tolerując ich obrzydliwości. I cóż on na to?
“Gdy usłyszałem te słowa, rozdarłem swoją szatę i płaszcz i rwałem włosy ze swojej głowy i brody, i usiadłem przybity (...) padłem na kolana, a wzniósłszy swoje ręce do Pana, mego Boga, rzekłem: Boże mój! Wstydzę się i nie ośmielam się nawet podnieść swojego oblicza do ciebie, Boże mój, gdyż nasze winy wyrosły nam nad głowę, a nasze grzechy dosięgły aż nieba (...) Nie godzi nam się z tego powodu stać przed twoim obliczem” (Ezdr. 9:3,5-6,15).
Wejrzenie w głąb grzechu swego ludu wstrząsnęło nim do głębi. Skąd jednak mógł wiedzieć, jak głęboko ta nieprawość zraniła Boże serce? Stąd, że miał jasny obraz Bożego gniewu. Słowo Boże było niczym młot dla jego duszy, powodując wołanie: “Rumienię się ze wstydu przed twoim obliczem z powodu naszych grzechów.” Nie da się doświadczyć tego rodzaju złamania, jeśli człowiek nie został uprzednio uderzony młotem Słowa.
To samo dotyczy dzisiaj każdego, kto prawdziwie umiłował Jezusa. Jeżeli jesteśmy nasyceni Jego Słowem, znamy osobiście rezultat działania tego młota: on kruszy i rozbija w nas każdy kamień pychy i nieczystości, a nasze serce zaczyna boleć nad tym, jak nasze grzechy zraniły Boga. “Czy moje słowo nie jest (...) jak młot, który kruszy skałę?” (Jer. 23:29). Po tym przychodzi prawdziwa radość.
W życiu Jeremiasza odnajdujemy te same biblijne wzorce. Człowiek ten również nastawił swoje serce na szukanie Pana i przyszło do niego Słowo Boże. Często czytamy w tej księdze, że “Słowo Pana doszło do Jeremiasza”.
Wielu komentatorów nazywa Jeremiasza płaczącym prorokiem i z pewnością jest to prawda. Ale ten sam mąż ogłosił najbardziej radosną i chwalebną ewangelię ze wszystkich, jakie zostały zawarte w Starym Testamencie. To właśnie on przepowiedział mającą nadejść chwałę Nowego Przymierza: “I zawrę z nimi wieczne przymierze, że się od nich nie odwrócę i nie przestanę im dobrze czynić” (Jer. 32:40). “I pokrzepię [nasycę – anglojęzyczny przekład KJV] duszę kapłanów tłuszczem, a mój lud nasyci się moim dobrem – mówi Pan” (Jer.31:14). “I oczyszczę ich z wszelkiej ich winy” (Jer. 33:8).
Oto dobra nowina. Nowe Przymierze jest pełne miłosierdzia, łaski, radości, pokoju i dobroci. Ale za każdym słowem Jeremiasza kryje się jego osobiste przeżycie, które związane jest ze złamaniem wykraczającym daleko poza ludzką wytrzymałość.
Jeremiasz napisał: “O, jak mi smutno, jak mi smutno! Wiję się z bólu. O ściany serca mego! Moje serce jest zaniepokojone, nie mogę milczeć, bo głos trąby słyszysz, moja duszo, zgiełk wojenny” (Jer. 4:19) “Oby moja głowa zamieniła się w wodę, a moje oczy w źródło łez, abym dniem i nocą mógł opłakiwać pobitych córki mojego ludu!” (Jer. 8:23).
Jeremiasz ronił święte łzy, które nie były jego łzami. Tak naprawdę ten prorok słyszał jak Bóg mówi o swym płaczącym i złamanym sercu. Pan ostrzegł Jeremiasza przede wszystkim o nadchodzącym sądzie nad Izraelem. Rzekł do niego: “Dla tych gór udam się na płacz i na narzekanie, i dla pastwisk, które są na puszczy, na kwilenie...” (Jer. 9:9 BG). W oryginale słowo przetłumaczone jako kwilenie oznacza tutaj również płacz. Sam Bóg płacze nad sądem, który ma zesłać na swój naród.
Kiedy Jeremiasz usłyszał o tym, przyjął brzemię Bożego płaczu nad Jego ludem. Znam pobożnych ludzi, którzy także przyjęli to brzemię. Siostra Basilea Schlink, założycielka Luterańskiej Wspólnoty Sióstr Marii w Niemczech, była oddaną służebnicą Chrystusa. Przez wiele lat byliśmy przyjaciółmi i wydaje mi się, że ta pełna poświęcenia kobieta poznała bezpośrednio od Pana brzemię płaczu Jego serca.
Często, podczas odwiedzin w ich centrum misyjnym, zastawałem siostry płaczące w kaplicy. Trwały w żalu nad wieloma rzeczami, między innymi nad rolą ich narodu w hitlerowskiej zagładzie Żydów. Płakały godzinami z powodu takich występków. Z początku nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego wierzący decydują się spędzać godziny na płaczu. Jednak z czasem zacząłem uczyć się od siostry Basilei czym jest głębia ran, które Bóg nosi w swoim sercu z powodu naszych nieprawości. Wiele tekstów Basilei w poruszający sposób wprowadza czytelnika w tę głębię.
Osobiście także doświadczyłem czegoś z tego brzemienia Bożego płaczu podczas mojej ostatniej wizyty kaznodziejskiej na Wyspach Brytyjskich. Kiedy mówiłem o upadłym stanie kościoła, pewien reporter zapytał mnie: “Czy nie ma pan do powiedzenia nic dobrego na temat religii?”
Jego pytanie skłoniło mnie do refleksji nad strasznym stanem wielu młodych ludzi w tym miejscu. Żyją na ulicach, biorą udział w pijackich hulankach, faszerując się narkotykami do utraty zmysłów. W międzyczasie, Kościół Anglikański “pozbawia statusu poświęconej” jednej świątyni za drugą, co oznacza, że zamyka drzwi domów modlitwy, które stały otworem przez wieki.
Kiedy przemawiałem w Kaplicy Westminsterskiej, kościele wielkiego kaznodziei E. Stanley’a Jonesa, młodzież tłoczyła się na balkonach. Byli wygłodzeni i chcieli usłyszeć coś na temat nadziei w Bogu. Kiedy na koniec wezwałem do wystąpienia z miejsc, strumień ludzi popłynął w kierunku wyznaczonych do modlitwy pomieszczeń, pośród płaczu i lamentu nad swym zrujnowanym, pozbawionym nadziei życiem. Jedną z osób, jakie stanęły do modlitwy była osiemnastolatka, której oczy wyrażały zupełną pustkę. Wyznała mi: “Panie Wilkerson, nie potrafię płakać. Kościół odebrał mi wiarę. Nic już teraz nie czuję.”
Zarówno w tej scenie jak i wielu podobnych, owładnęło mną złamanie wykraczające poza granice mojego własnego bolejącego serca. Był to płacz Bożego serca, który mi mówił: “Dawidzie, jeśli kiedykolwiek potrzebowałem proroków, którzy ubolewaliby nad Moim domem, to właśnie tu i teraz.”
Co się zatem dzieje, jeśli dzielimy z Bogiem brzemię Jego płaczu? Pan dzieli się wtedy z nami swymi myślami i zamysłami. Jeremiasz dał temu świadectwo, kiedy otrzymał duchowe poznanie dotyczące jego czasów i dzięki temu mógł zobaczyć, co nadchodzi. “Gdyż Pan Zastępów, który cię zasadził, postanowił zesłać na ciebie nieszczęście (...). Pan objawił mi to i dowiedziałem się; wtedy ukazałeś mi ich uczynki” (Jer. 11:17-18).
Każdy złamany na duchu i przeniknięty Słowem Bożym święty otrzyma poznanie swoich czasów. Faktem jest, że wielu wierzących nie było zaskoczonych atakami z 11-stego września 2001 r. Już na kilka miesięcy przed tym nieszczęściem, kościół Times Square Church prowadził wstawiennicze spotkania modlitewne, w czasie których niejednokrotnie wybuchał płacz, choć nie było nam wiadome, skąd nadejdzie sąd. Otrzymaliśmy jednak poznanie, że takowy nadchodzi. Tak samo wierzę, że każdy pobożny posługujący, który zna płaczące serce Boże, również otrzymał świadomość zbliżającego się sądu.
Daniel był kolejnym “człowiekiem innego gatunku”, który mówił o osobistym złamaniu: “I zwróciłem swoje oblicze na Pana, Boga, aby się modlić, błagać, w poście, we włosienicy i popiele. Modliłem się więc do Pana, mojego Boga, wyznawałem...” (Dan. 9:3-4). Konsekwencją tego był fakt, iż Daniel miał zdolność rozpoznawania znaków czasu – ponieważ mąż ten znał serca Boga. “...ja Danijel zrozumiałem z ksiąg liczbę lat, o których było słowo Pańskie do Jeremijasza proroka...” (Dan. 9:2 BG). Co więcej, to właśnie Daniel objaśnił wizję kamienia staczającego się z góry i miażdżącego wszystkie królestwa ziemi.
W jaki sposób Daniel wszedł na tę drogę złamania, poznania i zdolności rozsądzania? Zaczęło się od badania Słowa Bożego. Daniel pozwolił, aby Pismo ogarnęło go całkowicie. Często też je cytował w obszernych fragmentach, ponieważ przechowywał je w swoim sercu: “Jak napisano w zakonie Mojżesza...” (Dan. 9:13).
W 10 rozdziale ten pobożny prorok otrzymał wizję Jezusa. “A gdy podniosłem oczy (...) oto był mąż, ubrany w szatę lnianą, a biodra miał przepasane pasem ze złota z Ufas (...) oblicze jego jaśniało jak błyskawica, a oczy jego jak pochodnie płonące (...) a dźwięk jego głosu był potężny jak wrzawa mnóstwa ludu” (Dan. 10:5-6).
W czasie trwania tej wizji z Danielem byli też inni, a byli to na pewno wierzący, ponieważ Daniel będąc w niewoli wyznaczył sobie pewien standard, który polegał na nie przestawaniu z nikczemnymi. Jednak ci inni wierzący, którzy z nim byli, z pewnością nie należeli do “ludzi innego gatunku”, jak Daniel. Dlatego w chwili pojawienia się wizji po prostu pouciekali. “Tylko ja, Daniel, widziałem to zjawisko, a mężowie, którzy byli ze mną nie widzieli tego zjawiska; lecz padł na nich wielki strach, tak że pouciekali i poukrywali się” (Dan. 10:7).
Święta Boża obecność spowodowała u tych ludzi paniczną ucieczkę, a wiemy, że tylko serca pełne ukrytego grzechu mogą spowodować taki strach przed obecnością Pana.
To prowadzi mnie do podsumowania tematu bycia człowiekiem “innego gatunku”. Wiele ostatnio myślałem o dniu, gdy staniemy przed Panem na sądzie. W tym dniu staniemy przed Jezusem, zarówno człowiekiem jak i Bogiem. Podobnie jak my, On chodził po ziemi, rozmawiał z innymi, doznawał wszelkich ludzkich uczuć. Otóż, kiedy tylko znajdziemy się przed Nim, natychmiast dojrzymy w Jego oczach albo błysk zadowolenia, albo cień zawodu.
Myślę o słowach, które Samuel skierował do Saula: “Popełniłeś głupstwo! Gdybyś był dochował przykazania Pana, Boga twego, które On ci nadał, Pan byłby utwierdził królestwo twoje nad Izraelem na wieki. Lecz teraz królestwo twoje nie utrzyma się. Pan wyszukał sobie męża według swego serca...” (I Sam. 13:13-14).
Saul też tam będzie, wraz z nami wszystkimi. Zastanawiam się, co Pan mu wtedy powie. Może coś w tym stylu:
“Saulu, pozwól, że ukażę ci plan, jaki miałem dla ciebie. Mogłeś być łagodnym ojcem dla Dawida. Naród, którym władałeś, mógł trwać w pokorze na kolanach przede Mną. Mogłeś zdobyć u sąsiednich ludów szacunek dla swojego kraju, zaś Mój lud mógł się pławić w rzece pokoju. Obdarzyłbym cię godnością i imieniem, na którym odciśnięte byłoby imię Boga.
Ale stało się inaczej. Zniweczyłeś Moje plany względem siebie samego, ponieważ nie potraktowałeś poważnie Moich słów. Zamiast tego dopuściłeś do siebie zazdrość, gorycz i nieprzebaczenie, które ograbiły cię ze wszystkiego. Spójrz, co straciłeś Saulu.”
Przeraża mnie myśl, że Jezus mógłby skierować do mnie takie słowa: “Dawidzie, spójrz co mogło się wydarzyć. Oto obfitość Bożych błogosławieństw, które utraciłeś, gdyż byłeś pyszny. Twoja służba byłą zaledwie przedsmakiem tego, co zaplanowałem. Tak, przebaczyłem ci i odkupiłem cię, ale żyłeś daleko poniżej tego, czego dla ciebie pragnąłem.”
Drogi święty, żyjemy w czasach na krawędzi życia i śmierci. Jest to moment wyboru pomiędzy ścieżką duchowego życia i posłuszeństwa lub ścieżką duchowej śmierci i hipokryzji. Rozważ słowa Mojżesza: “Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię. Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo” (V Mojż. 30:19).
Przynaglam cię, byś od dziś nastawił swe serce na szukanie Boga – z całą gorliwością i determinacją. Następnie zwróć się do Jego Słowa z ciągle wzrastającą miłością i pragnieniem. Módl się, poszcząc, o takie złamanie, które sprawi, że poniesiesz brzemię Pana. Wreszcie, wyznaj i odrzuć wszystko, co powstrzymuje Ducha Świętego od otworzenia nad tobą nieba i wylania Jego błogosławieństwa. Ścieżka “ludzi innego gatunku” jest otwarta dla każdego. Czy wejdziesz na nią?