Objawianie Jezusa
“Nie upadamy na duchu… [ale objawieniem – BG] prawdy polecamy siebie samych sumieniu wszystkich ludzi przed Bogiem” (2 Kor 4,1-2). Apostoł Paweł stwierdza, że jesteśmy powołani do bycia objawieniem prawdy. Oczywiście wiemy, że tą prawdą jest Jezus. Co zatem Paweł ma na myśli mówiąc, że mamy objawiać Jezusa?
Paweł mówi tutaj o wyrażaniu w widzialny sposób. Objawianie jest “zajaśnieniem”, które sprawia, że coś staje się jasne i zrozumiałe. Krótko mówiąc, Paweł stwierdza, że naszym powołaniem jest sprawiać, iż Jezus będzie znany i rozumiany przez wszystkich ludzi. W życiu każdego z nas powinny jaśnieć prawdziwa natura Chrystusa oraz podobieństwo do Niego.
Paweł jeszcze bardziej rozwija myśl o objawianiu Chrystusa. Mówi, że w zasadzie jesteśmy listem Boga do tego świata: “Wy jesteście listem naszym, napisanym w sercach naszych, znanym i czytanym przez wszystkich ludzi... listem Chrystusowym... napisanym nie atramentem, ale Duchem Boga żywego, nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich” (2 Kor 3,2-3). Nasze życie jest listem napisanym przez Ducha Świętego i wysłanym do zgubionego świata, stale czytanym przez ludzi naokoło nas.
Faktem jest, że Bóg wiedział, iż nikczemnicy nie będą czytać Jego spisanego Słowa ani go rozumieć. Cielesny umysł po prostu nie jest w stanie pojąć rzeczy duchowych – uważa je za głupstwo. Zamiast tego Bóg posłał osobiste listy do nienawróconej ludzkości. Ale nie są one napisane za pomocą atramentu ani oprawione w skórę. Są Pismem, które żyje, chodzi i oddycha. Ucieleśniają ewangelię Chrystusa, która jest “mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rz 1,16).
Prawdziwym powodem, dla którego Bóg zesłał Ducha Świętego jest objawianie światu Jezusa. Duch nieustannie mówi o Chrystusie, czyniąc Go w pełni poznawalnym dla ludzkiego umysłu. Objawia Go na wiele sposobów. Ale Bóg zechciał, aby grzesznicy poznali Jego Syna w najbardziej efektywny sposób: przez objawianie Go w listach z krwi i kości, żyjących przesłaniach, które każdy może przeczytać.
W jaki sposób stajemy się Bożymi listami dla świata? Dzieje się to jedynie poprzez pracę Ducha. W chwili, gdy zostajemy zbawieni, Duch Święty odbija w nas obraz samego Jezusa i nieustannie kształtuje w nas ten wizerunek. Misją Ducha jest ukształtowanie w nas obrazu Chrystusa, który będzie tak wierny i dokładny, że przeszyje ludzkie sumienia.
Duch Święty dokonuje tego, ogarniając nasze odkupione serca i poddane ciała oraz nieustannie przyciągając nas w obecność Jezusa. W obecności naszego Pana jesteśmy przemieniani. Jesteśmy nakłaniani do życia w świętości, prowadzenia świętych rozmów, postępowania w sposób nacechowany świętością. Kiedy spędzamy z Nim więcej czasu, Jego obraz w nas staje się coraz bardziej utwierdzony. Nasze życie zaczyna być tak potężnym objawieniem Jezusa, że ludzie wokół nas są dotknięci i poruszeni.
Jakże niezwykłe słowo napisał nam tu Paweł. Mówi, że jest możliwe, abyśmy stali się tak jaśniejącym światłem Chrystusa, że dosłownie będziemy oddziaływać na sumienie ludzi. “[Objawieniem – BG] prawdy polecamy siebie samych sumieniu wszystkich ludzi przed Bogiem” (2 Kor 4,2). Dzięki osobie Ducha Świętego mamy stawać się tak bardzo podobni do Jezusa, tak bardzo odzwierciedlać Jego czystość, że inni nie będą w stanie odeprzeć przekonania o grzechu. Obraz Chrystusa w nas przebija każdy mur, jaki wznieśli – każdego bałwana, wszelki grzech i zło – i porusza ich sumienia.
Paweł nie mówi tutaj o głoszeniu i świadczeniu. Nic nie wspomina o rozdawaniu religijnych traktatów ani o zwoływaniu spotkań przebudzeniowych. Takie ewangelizacyjne wysiłki są oczywiście ważne. Ale żadne z tych narzędzi nie jest w stanie samo w sobie poruszyć napiętnowanego sumienia nikczemnego grzesznika. Wykorzystanie ich w ewangelizacji może wcale nie zaowocować przeszywającym objawianiem Chrystusa.
Rozważmy słowa Jezusa dotyczące tego zagadnienia. Pan mówi nam, że jest możliwe branie udziału w cudownych manifestacjach, które wcale nie są prawdziwymi objawieniami Jego samego: “W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7,22-23).
To dowodzi, że w czasach Jezusa lud widywał wielkie manifestacje: ludzie wyganiali demony, uzdrawiali chorych, dokonywali cudów, a całe tłumy spieszyły, by być świadkami tego. Ale nawet takie manifestacje nie zawsze poruszały sumienia tych ludzi. Dlaczego? Ci, którzy ich dokonywali nie zawsze nosili na sobie podobieństwo Jezusa. Dlatego nie mogli “polecić samych siebie” najgłębszym potrzebom, które owe tłumy nosiły w swych sercach. Manifestacje, jakie sprowadzali ci ludzie, nie pochodziły od Chrystusa – były to cielesne znaki i cuda.
Możesz zapytać: “Czy sugerujesz, że Bóg nie może poruszyć sumień niezbawionych przez głoszenie kazań i ewangelizację?”. Oczywiście nie to mam na myśli. Nasz Bóg może poruszyć kogo chce i jak chce. Ale robi to pod jednym warunkiem: że poprzez życie ludzi, którzy głoszą Jego ewangelię, objawia się prawda. Ktoś może być elokwentnym mówcą albo najbardziej obeznanym ze Słowem kaznodzieją na Ziemi. Ale nie zda się to na nic, jeżeli nie ma zażyłej społeczności z Jezusem. Jeżeli obecność Chrystusa nie przemienia nas na Jego podobieństwo, jesteśmy tylko dźwięczącym cymbałem.
W całej Ameryce chrześcijanie modlą się o przebudzenie. Wielu oczekuje, że Duch Święty zstąpi na ich sąsiedztwa i sprawi, że nawrócą się tłumy ludzi. Chcą widzieć jak Bóg porywa grzeszników do ich kościołów i zapełnia wszystkie miejsca. Ale taka modlitwa może być formą poddania się. Często gdy przebudzenie nie przychodzi, ludzie stwierdzają: “To nie nasza wina. Modliliśmy się i pościliśmy. Rozdaliśmy w całej okolicy wiele zaproszeń. Ale Bóg nie uznał za stosowne zesłać przebudzenia. To jest Jego problem, nie nasz”, zrzucając odpowiedzialność całkowicie na Pana.
Wierzę, że Bóg odpowiada: “O, nie. Tak nie będziemy się bawić. Poniesiecie osobistą odpowiedzialność za wasze świadectwo o Mnie. Chcę, aby każdy członek Mojego ciała był jaśniejącym objawieniem się Mego Syna. Jesteście odpowiedzialni za to, w jaki sposób przedstawiacie Mnie swoim rodzinom, przyjaciołom, sąsiadom i współpracownikom”.
Krótko mówiąc, przebudzenie zaczyna się, kiedy ludzie wokół ciebie widzą w tobie Jezusa. Właśnie tego szuka Bóg. Możesz godzinami modlić się o przebudzenie w Kościele, ale równocześnie pozwalać na to, że będą cię zdradzać twoje codzienne myśli, postępowanie i rozmowy. Jeżeli zawodzisz w tym, by w pełni objawiać Jezusa, wszystko inne jest na próżno.
W jaki sposób możemy jaśnieć coraz intensywniej, stając się manifestacją prawdy? W jaki sposób nasze życie może stać się tak wyraźnym obrazem Jezusa, że u innych pojawi się owoc w postaci przekonania i łaknienia Boga?
Klucz odnajdziemy w 44 rozdziale Księgi Ezechiela. Kiedy Ezechiel proroczo spogląda na dni ostateczne, dostrzega dwa rodzaje kapłaństwa, jakie istnieją w Kościele. Jeden z nich obrazuje prawe kapłaństwo Sadokowe. Sadok był pobożnym posługującym, który służył Izraelowi za panowania Dawida. Pozostawał wierny Dawidowi zarówno w złych, jak i dobrych czasach. Prawe życie Sadoka było wzorem dla innych kapłanów. Nauczam o kapłaństwie Sadokowym od niemal dwudziestu lat.
Innym rodzajem kapłaństwa, które dostrzegł Ezechiel w dniach ostatecznych, było kapłaństwo Helego. Heli był niewiernym kapłanem, który pozwolił na to, by zepsucie weszło do domu Bożego. Przymykał oko na grzech, był nieposłuszny Słowu Bożemu i leniwy, jeżeli chodzi o świętość. Posługa pod jego zwierzchnictwem była zepsuta przez zmysłowość i miłość do świata. Styl życia tych kapłanów sprawiał, że nikczemnicy brzydzili się Bożymi sprawami i wyszydzali prawdziwe uwielbienie. Pan nazwał to zepsute kapłaństwo tak: “Lewici, którzy oddalili się ode mnie, błądząc za swoimi bałwanami z dala ode mnie, gdy Izrael odstąpił ode mnie...” (Ez 44,10).
Kapłaństwo Helego reprezentuje idących na kompromis chrześcijan w dniach ostatecznych, którzy nie mają mocy, by poruszyć ludzkie sumienia. Ich styl życia sprawia, że nikczemnicy odwracają się od Pana: “...byli domowi Izraelskiemu przyczyną upadku w nieprawość...” (Ez 44,12 BG). Ci kierowani ciałem wierzący chodzą do kościoła i mienią się naśladowcami Chrystusa. Wierzą nawet, że są częścią świętego kapłaństwa. Ale ich rozmowy i rozwiązły styl życia są obrzydliwe w Bożych oczach.
Tacy ludzie są nieczystym objawieniem tego, kim jest Jezus. Grzesznicy mówią o nich: “Ta osoba nazywa siebie chrześcijaninem. Ale za każdym razem, gdy z nią przebywam, opowiada jakieś świńskie historyjki. Zawsze chce rozmawiać o pełnych brudu i przemocy filmach, które oglądała. Jak ona może być prawdziwym chrześcijaninem? W niczym nie przypomina Jezusa”.
Pamiętajcie, że Jezus nazywa nas “rodem królewskim, kapłanami Boga i Ojca swojego” (Obj 1,6). Także apostoł Piotr przypomina nam: “...jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem...” (1 P 2,9), “wy również... jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo...” (1 P 2,5 BT). Pytam, które kapłaństwo opisuje twoje życie: pobożne kapłaństwo Sadokowe czy pełne zepsucia kapłaństwo Helego? Te dwie posługi reprezentują dwa rodzaje objawiania Jezusa i przedstawiają Go światu na dwa diametralnie różne sposoby.
Paweł ostrzegał, że są dwie różne ewangelie: Chrystusowa oraz “inna ewangelia”. Powiedział, że ci, którzy objawiają ową “inną ewangelię”, zostali omamieni. Gdzieś po drodze odwrócili się od prawdy. Być może przylgnęli do jakiegoś bałwana albo trwali w ukrytym grzechu, a teraz ich życie w kompromisie sprawia, że ludzie odrzucają ich świadectwo.
To smutne, ale prawdziwe: wielu chrześcijan posyła swoje dzieci prosto do piekła. Tata ma być w domu kapłanem. Mama także należy do Bożego królewskiego kapłaństwa. A zatem, które z tych dwu kapłaństw objawiasz w swoim życiu: Sadokowe czy Helego?
Przez lata byłem ewangelistą podróżującym po kraju i posługującym tysiącom młodych ludzi. W tym czasie rozmawiałem z wieloma zakłopotanymi nastolatkami z chrześcijańskich domów. Te dzieciaki zostały całkowicie zrażone do Kościoła. Nie chciały mieć nic wspólnego z religią swych rodziców. Opowiadały o złośliwych walkach pomiędzy mamą i tatą, rażącej hipokryzji, obrzydliwych plotkach, ukrytych grzechach. Słyszały nieustanne zrzędzenie i narzekanie na ich pastora, członków Kościoła, przyjaciół rodziny.
Zwykle w takich przypadkach ojciec działał aktywnie w Kościele. Ludzie postrzegali go jako osobę oddaną Jezusowi i pełną Jego obecności. Ale jego dzieci wiedziały, jak odczytać jego życie i postrzegały go takim, jakim był naprawdę: jako obłudnika. Źle odnosił się do ich matki, używając obelżywego języka, miał jakiś tajny schowek z pismami pornograficznymi albo przyłapano go na oglądaniu plugawych filmów na wideo.
Taki tatuś służy w szeregach kapłaństwa Helego. Nie ma żadnego duchowego autorytetu, co sprawia, że nie darzy się go poważaniem. Może pouczać swe dzieci albo je straszyć, ewentualnie próbować wymusić na nich posłuszeństwo. Ale tylko marnuje swe siły. To wszystko jest na próżno.
Ilustrację tego widzimy w życiu Helego. Heli miał dwóch synów, Chofniego i Pinechasa, którzy także służyli jako kapłani. Bóg nazwał tych mężów “synami Beliala” (zob. 1 Sm 2,12 BT), inaczej mówiąc: dziećmi diabła. Mieli czelność uprawiać wszeteczeństwo z kobietami u drzwi świątyni. Sprowadzali nawet do domu Bożego prostytutki. Mimo to Heli nigdy nie rozprawił się ze swoimi synami w kwestii ich grzechu. Nigdy nie powiedział im nic poza pustymi słowami ostrzeżenia. Przecież było mu dobrze wiadome, że wszystko, co by powiedział, i tak będzie na próżno z powodu jego własnej duchowej gnuśności.
Alkoholikami jest dzisiaj więcej młodych chrześcijan niż kiedykolwiek wcześniej. Niektórzy rodzice przyprowadzali do mnie swoje nastoletnie dzieci, szukając pomocy. Nazbyt często, kiedy rozmawiam na osobności z tymi dzieciakami, śmieją się z troski swych rodziców o to, że piją. “Mama z tatą zawsze mieli schowek z winem” – mówią. “Najpierw piją, a potem modlą się. Narazili mnie na to wszystko. Wcale nie zacząłem pić dlatego, że rówieśnicy wywierali na mnie presję. Stałem się alkoholikiem w domu”. Inni mówią: “Tata stale wypomina mi, że palę trawkę. Ale on cały czas pije, a przecież to jakby trawka w płynie”.
Bardziej tragiczne jest to, że widzę bierność tych dzieciaków względem Jezusa. Kiedy Duch porusza się podczas nabożeństw w Kościele, one siedzą niewzruszone. Kazanie może być przekonujące, ale ci młodzi ludzie pozostają nieporuszeni. Zmuszony jestem wtedy do zastanowienia się: co ich zatwardziło? Jak do tego doszło, że stracili zainteresowanie sprawami Bożymi aż do takiego stopnia? Nie są to przecież dogłębnie zepsute dzieciaki ani osoby nienawidzące Boga. W rzeczywistości wielu z nich jest dobrodusznych i chętnych, by dawać z siebie. Ale smutne jest to, że ich życie jest kompletną duchową pustką. Mogę jedynie wnioskować, że nie widzieli prawdziwego objawienia Jezusa w domu.
Ezechiel podaje, że kapłani w posłudze Helego dopuścili do skażenia domu Bożego (zob. Ez 44,7). “Cudzoziemcy, nieobrzezani na sercu” sprowadzili do świątyni ohydne bałwany, a kapłani “służyli [ludowi] przed ich bałwanami” (Ez 44,12). To oznacza, że pastorzy aprobowali bałwochwalstwo tego ludu. W zasadzie ci kapłani sprawiali, że lud Boży mógł grzeszyć bez żadnych przeszkód.
Kwestia “posługiwania przed bałwanami” powinna poruszyć każdego chrześcijanina. Nasze domy mają być świątyniami, gdzie wywyższany jest Pan. Żaden bałwan ani żadna ohyda nie powinna się w nich znajdować: “Nie przynoś tej obrzydliwości do twego domu, bo zostaniesz obłożony klątwą tak, jak ona. Będziesz się tym brzydził i czuł do tego wstręt, gdyż jest to obłożone klątwą” (5 Mż 7,26).
Bóg skierował do mnie ten fragment, kiedy wiele lat temu rozkazał mi pozbyć się telewizora. Duch Święty objawił, że jeżeli chcę doświadczać pełni Chrystusa i nadal przemawiać proroczo, muszę strącić tego bałwana. Gdybym sam lgnął do czegoś obrzydliwego, to przede wszystkim nie mógłbym posługiwać nawet własnej rodzinie. Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że telewizja stanie się potężną bronią wroga. Diabeł użyje jej, aby zaciemnić światło Ducha Bożego w sercach i umysłach całych mas chrześcijan.
Miało to oczywiście miejsce jeszcze wtedy, kiedy telewizja była bardzo ułożona w porównaniu z tym, co ma miejsce dzisiaj. Najbardziej popularne programy nazywały się: “Kocham Lucy”, “Nowożeńcy” oraz “Show Andiego Griffitha”. Słowo “seks” nie mogło być nawet wspomniane. Ówcześni telewidzowie nie byli w stanie w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie, jaka będzie treść współczesnych programów: rażąca nagość, krwawa przemoc, seks bez żadnych ograniczeń, gloryfikowanie cudzołóstwa i homoseksualizmu, wyśmiewanie się z ewangelicznych chrześcijan.
Teraz chcę poruszyć równie ważną kwestię: czy pokój twego dziecka jest jaskinią nieprawości? Czy jego półki są pełne zmysłowych nagrań i teledysków z rapem? Czy wiesz, jaki rodzaj muzyki pobiera z sieci za pomocą swojego komputera? Czy jesteś pewien, że nie przegląda pornograficznych stron internetowych albo nie rozmawia z jakimiś zboczeńcami na czacie internetowym?
Być może twoje dziecko przychodzi do twego salonu i ogląda w telewizji kablowej plugastwo “tylko dla dorosłych”. Mówisz sobie: “Mamy kablówkę tylko ze względu na kanał Discovery oraz wiadomości na kanale CNN”. Ale jeżeli nie sprawdzasz, czym karmią się twoje dzieci, nie objawiasz im Chrystusa. Ostatnie doniesienie jednej z agencji rządowych zaleca, aby rodzice przenieśli komputer swego dziecka do salonu. Zmniejszy to ryzyko nawiązania kontaktu z pedofilem. Nie jest to rada jakiegoś kaznodziei, ale rządu.
Nie zrozum mnie źle: nie chodzi tutaj o usunięcie się ze społeczeństwa. Zaprawdę, chodzi o coś wręcz przeciwnego: aby być objawieniem prawdy Jezusa w każdej dziedzinie życia. Nasz Bóg chce, abyśmy stali się żywymi, oddychającymi Bibliami dla tego świata. Jak więc możemy zasiadać w kinach i upajać się widowiskami, które gloryfikują przemoc – grzech, którego Bóg nienawidzi? Jak możemy znosić rażące przeklinanie imienia naszego Zbawiciela? Jak możemy biernie siedzieć, kiedy zmysłowe, uwodzicielskie obrazy paradują nam przed oczami? Jak chrześcijanin może wierzyć, że po tym, jak zasiadał w gronie szyderców, odejdzie z czystym sercem jaśniejąc jako objawienie Chrystusa?
To nie jest legalizm. To bycie objawieniem Chrystusa oraz unikanie postawy Helego, który był pobłażliwy dla grzechu. Bóg powiedział o tym kapłaństwie: “Nie będą się zbliżać do mnie... ani dotykać się żadnych moich rzeczy świętych [w miejscu najświętszym – anglojęzyczny przekład KJV]” (Ez 44,13).
“Lecz kapłani lewiccy, synowie Sadoka, którzy pełnili służbę w mojej świątyni, gdy synowie izraelscy odstąpili ode Mnie, mogą zbliżać się do Mnie, aby Mi służyć... Oni będą wchodzić do Mojej świątyni... i będą pilnować służby dla Mnie” (Ez 44,15-16). Podsumowując, Bóg mówi: “W dniach ostatecznych wzbudzę posługę Sadokową, utworzoną ze sług według Mojego serca, którzy – w przeciwieństwie do kapłaństwa Helego – będą zbliżać się do Mnie i będą Mi posługiwać”.
Paweł pisze: “Mając tę służbę [objawiania Chrystusa]... wyrzekliśmy się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają, i nie postępujemy przebiegle ani nie fałszujemy Słowa Bożego, ale... [jesteśmy objawieniem] prawdy...” (2 Kor 4,1-2). Paweł mówi, że objawianie Chrystusa pociąga za sobą wyrzeczenie się wszelkiej skrytej nieuczciwości i grzechu. Krótko mówiąc, o tym samym wspominało proroctwo Ezechiela: Boży posługujący Sadokowi odrzucą drogi Helego, wyrzekną się wszystkich bałwanów, zwrócą się do Boga z odnowioną pasją, będą coraz bardziej oddzieleni dla Pana i zdeterminowani, aby odzwierciedlać Jego chwałę.
Być może zastanawiasz się: skąd kapłani Sadokowi czerpią moc, by tego dokonać? W jaki sposób uzyskują zdolność do całkowitego pozbycia się ze swego życia wszelkich obrzydliwości, podczas gdy kapłani Helego do woli upajają się trucizną? Co musi się stać z tymi prawdziwymi sługami i co sprawi, że będą lgnąć do Jezusa w obliczu takiego kompromisu?
Prosto rzecz ujmując, kapłani Sadokowi są przemieniani i przyoblekani mocą przez zamykanie się w komorze modlitewnej z Chrystusem. Spędzają wartościowy czas w Jego obecności. W rezultacie odnajdują swoje powołanie: zbliżać się do Jezusa i posługiwać Mu w Jego obecności. W jaki sposób służą Panu? Kiedy Ezechiel mówi o służeniu używa słowa “szarat” (zob. Ez 44,15-16). Oznacza ono czekać lub służyć i uwielbiać. Krótko mówiąc, jest tu mowa o wiernym oddaniu.
Czytałem ostatnio o takim oddaniu w “New York Times”. Wysłano reportera do nowo otwartej hinduskiej świątyni w Pomonie, w stanie Nowy Jork. Zbudowano ją dla boga Wisznu, czczonego przez wielu imigrantów z Azji. Dziennikarz opisał hinduskiego kapłana posługującego temu bogu. Najpierw wszedł on do wewnętrznego sanktuarium, czy też miejsca świętego. Potem godzinami klęczał przed granitowym posągiem Wisznu. Ten bożek jest złożony w uściskach pięciogłowej kobry, gdzie chroni się za spłaszczonymi fałdami skóry, gotowej do ataku kobry. Dziennikarz napisał: “Kapłan wyszedł z miejsca świętego po wielu godzinach, wycieńczony i w błogim stanie, jak jakiś zwycięski wojownik. Był pokryty potem, a pod pachą niósł wianek ze zwiędniętych kwiatów”.
Często zastanawiam się czy Bóg nie staje się zazdrosny o taki rodzaj oddania. Kiedy kapłani innych religii posługują martwym bożkom, całe masy ludu Bożego zajęte są sprawami tego świata. Będąc zagonionymi, oddajemy Mu tylko skrawki naszego czasu, kiedy zbywa nam kilka chwil.
“Będą stać przede Mną, aby Mi ofiarować tłuszcz i krew – mówi Wszechmocny Pan” (Ez 44,15). Zwróć uwagę na dwie rzeczy, o których wspomina Ezechiel: tłuszcz i krew.
1. Tłuszcz oznacza najlepszą część ofiary. Odnosi się to do ofiary ze zwierzęcia, składanej przez kapłanów: “A kapłan spali je na ołtarzu jako pokarm ofiary ogniowej, jako woń przyjemną. Wszystek tłuszcz należy do Pana. Ustawą wieczystą dla pokoleń waszych, we wszystkich siedzibach waszych będzie to, że żadnego tłuszczu i żadnej krwi spożywać nie będziecie” (3 Mż 3,16-17). Tłuszcz uważano za najwyborniejszą część zwierzęcia ofiarnego. Bóg przemawiał do swego ludu: “Chcę, abyście przynosili Mi to, co macie najlepszego do zaoferowania”.
Dzisiaj naszą ofiarą jest uwielbienie i oddanie Panu. Bóg mówi nam, tak jak powiedział Izraelowi: “Chcę tego, co najlepsze w waszym życiu. Nie chcę, żebyście oddawali Mi jedynie ten czas, kiedy już jesteście zmęczeni i wyczerpani. Chcę waszego uwielbienia i posługi, gdy wasz umysł i ciało są w najlepszej kondycji. Chcę tego, co najlepsze we wszystkim, co macie Mi do zaoferowania”.
Krótko mówiąc, usługujemy Panu za każdym razem, kiedy stawiamy Go na pierwszym miejscu. Służymy Mu zawsze, gdy odchodzimy od różnych zajęć, pragnień i trosk, aby być z Nim... gdy odstawiamy wszystkie ważne sprawy i wymykamy się, aby Go wielbić... gdy wyzbywamy się wszelkich myśli po to, by rozmyślać tylko o Nim. Na tym polega przynoszenie Bogu “tłuszczu”, najlepszej części nas samych, który Biblia nazywa nawet “chlebem Bożym”. Innymi słowy, karmimy Pana wtedy, gdy czynimy Go ważniejszym niż wszystko inne.
2. Krew, o której mówi Ezechiel, reprezentuje życie, które jest poddane Bogu. Oznacza całkowite poświęcenie, oddanie całego naszego życia. Podsumowując, posługujemy Panu za każdym razem, gdy opieramy się na mocy krwi Chrystusowej. Mamy tak robić w każdej sytuacji i w każdym kryzysie. Widzisz, używanie krwi Jezusa nie jest tylko jednorazowym doświadczeniem. Jest codzienną potrzebą. Mamy wzywać mocy Jego krwi za każdym razem, kiedy potrzebujemy uzdrowienia, pokoju umysłu, oczyszczenia z grzechu. W każdej sytuacji mamy stać niewzruszenie na fundamencie obietnic, jakie Bóg nam dał poprzez przelaną krew swego Syna. Jako oczyszczeni, odkupieni i nieporuszeni mamy stać na fundamencie praw, jakie pozyskane zostały dla nas przez krew.
Pan nazywa ofiary z krwi i tłuszczu “przyjemną wonią” (3 Mż 3,16), oznaczającą słodki smak w Jego ustach. Pan może skosztować tej przyjemnej woni zawsze, gdy oddajemy Jezusowi “tłuszcz” i “krew” naszego życia: składając nasze ciało jako żywą ofiarę i polegając na krwi Chrystusa jako na naszym zwycięstwie. Wtedy karmimy Boga tym, co dla Niego jest słodyczą.
Tylko wtedy, gdy będziemy czynić te rzeczy, możemy w pełni objawiać Jezusa. Jedynie wtedy nasze życie będzie wypełnione mocą Ducha Świętego, poruszającą sumienie wszystkich wokół nas.