Płaszcz Eliasza
2 rozdział 2 Księgi Królewskiej zawiera jeden z najbardziej spektakularnych fragmentów w całym Starym Testamencie. Rozdział ten opowiada cudowną historię proroka Eliasza, będącego już w podeszłym wieku i jego sługi Elizeusza. Kiedy rozpoczynamy czytać tą historię Bóg informuje Eliasza, że jego służba na ziemi się skończyła. Teraz ma on przejść przez rzekę Jordan i dotrzeć do pewnego miejsca, gdzie niebiański rydwan zabierze go i przeniesie do chwały.
Kiedy ten stary prorok zastanawiał się nad swoim ostatnim dniem na ziemi zdecydował się odwiedzić dwa miasta: Betel i Jerycho. Zaprosił swojego sługę Elizeusza, aby poszedł razem z nim i tak obaj wyruszyli w coś, co nazywam "pouczającą podróżą". Po tym, jak odwiedzili te miasta, dotarli nad brzeg rzeki Jordan. Eliasz ściągnął swój płaszcz (szeroki, luźny strój czy też suknię) i uderzył nim w wodę. W nadprzyrodzony sposób wody rozdzieliły się i tych dwoje przeszło po suchym lądzie (zobacz 2 Królewska 2,8).
Kiedy dotarli do drugiego brzegu, Eliasz odwrócił się do swojego sługi i powiedział: "Proś, co mam dla ciebie uczynić, zanim zostanę wzięty od ciebie" (2 Królewska 2,9). Bez wahania młodszy towarzysz odpowiedział: "Proszę niech będzie dwójnasobny duch twój we mnie" (2 Królewska 2,9 BG).
Na pierwszy rzut oka Eliasz zdaje się być zaskoczony odpowiedzią Elizeusza. Powiedział jednak: "O trudną rzecz poprosiłeś..." (2 Królewska 2,10). A później odparł: "... lecz jeśli mnie ujrzysz w chwili, gdy będę od ciebie wzięty, spełni ci się to, a jeśli nie, to się to nie spełni. (2 Królewska 2,10). On powiedział: "Jeśli zobaczysz, kiedy Pan będzie mnie stąd zabierał, twoje życzenie zostanie spełnione. Ale jeśli przeoczysz to wydarzenie, będziesz musiał wrócić do domu rozczarowany."
Gdy tak szli razem nagle pojawił się z nieba rydwan i rozdzielił obu mężów. Eliasz został zabrany do tego rydwanu w ciele, a Elizeusz był świadkiem całej tej sceny. Zawołał tylko: "Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze. I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie szaty swoje, Elizeusz rozdarł je na dwie części" (2 Królewska 2,12 BT).
Eliasz odszedł, ale jego płaszcz spadł na ziemię. Kiedy Elizeusz zobaczył go, rozerwał swoje własne szaty, porozrywał je na kawałki, a na swoje plecy zarzucił płaszcz Eliasza. Następnie powrócił nad Jordan i uczynił tak, jak jego pan: ściągnął płaszcz i uderzył nim w wodę. Natychmiast wody podzieliły się, a Elizeusz przeszedł po suchym gruncie. W ten sposób rozpoczęła się niezwykła służba tego młodego proroka.
Wydarzenia w tym rozdziale są zupełnie niesamowite. Jednak cóż takiego ma nam dzisiaj do powiedzenia ten fragment? Wierzę w to, że Bóg dał nam tutaj zrozumiałą lekcję, która ma jasne i proste znaczenie: Bóg chce abyśmy czynili większe rzeczy w każdym następnym pokoleniu. Każde nowe pokolenie musi też szukać Pana w celu osobistego doświadczenia Ducha Świętego oraz własnego przyobleczenia mocą od Niego.
Wspaniale jest czytać, jak Bóg rozdzielał Morze Czerwone dla Mojżesza i Jordan dla Jozuego. Ale zupełnie inną rzeczą jest, gdy prosimy Boga o dokonanie cudu dla nas. A przecież dokładnie tego pragnie dla nas nasz Pan. On chce dokonywać cudów i dawać więcej Swojego Ducha dla Swego ludu, niż to miało miejsce w przeszłości. On pragnie zwiększyć naszą wiarę. A więc tak, jak Elizeusz prosimy o podwójną miarę Jego Ducha, o Jego chwałę.
W tej starotestamentowej scenie Eliasz jest pewnym symbolem Chrystusa, wstępującego do Ojca. A Jezus obiecał nam: "Będziecie dokonywać większych dzieł, niż nawet Ja sam dokonywałem, ponieważ idę do mojego Ojca" (zobacz Jana 14,12). Sedno tego, co On mówi brzmi tak: "Będziecie potrzebowali więcej mojego namaszczenia, mocy i autorytetu, niż którekolwiek pokolenie w przeszłości. A mój Duch zamierza przyoblec was we wszystko co jest wam potrzebne do zwycięstwa."
Dlaczego ten starszy prorok chciał, aby jego sługa towarzyszył mu do Betelu i Jerycha? Z pewnością nie była to dla Eliasza podróż powodowana sentymentami, ostatnia podróż ścieżką wspomnień. Nie - ten mądry stary człowiek chciał pouczyć zarówno Elizeusza, jak i nas dzisiaj odnośnie naszej potrzeby większej ilości Bożej mocy i namaszczenia.
Mężowie Ci najpierw dotarli do Betelu, którego nazwa oznacza "dom Boży". Doprawdy, Betel miał wielkie duchowe dziedzictwo. Sam Jakub złożył tutaj swoje ofiary. Jednak na przestrzeni lat coś wydarzyło się temu miastu. Jeroboam ustawił tam złotego cielca i wkrótce ludzie zostali wydani na pastwę bałwochwalstwa. W rezultacie tego, całe pokolenie zostało zatracone w sceptycyzmie, szyderstwie i kpiarstwie, obrabowując swoje dzieci z jakiegokolwiek śladu duchowych korzeni Betelu.
Rzeczy miały się tak źle, że ludzie prawdopodobnie kpili sobie z Eliasza i Elizeusza, kiedy się tam pojawili. W jaki sposób możemy się o tym przekonać? Kilka dni później, kiedy Elizeusz wrócił do Betelu młodzi mężczyźni z tego miasta wybiegli, aby sobie z niego kpić.
Kiedy chodzili po ulicach, Eliasz prawdopodobnie zauważył przerażenie i oburzenie swojego sługi na to całkowicie odstępcze społeczeństwo. Sam Eliasz w swoim czasie na Górze Karmel stawił czoła tym, którzy sobie z niego kpili i szydzili. Wiedział jednak, że potrzeba będzie jeszcze więcej nadprzyrodzonej siły, aby stawić czoła temu nowemu pokoleniu. Ci młodzi ludzie byli o wiele bardziej zatwardziali i bezbożni, niż bałwochwalczy kapłani, z którymi walczył.
Jestem przekonany, że w tym właśnie momencie Eliasz zdecydował poddać swojego sługę próbie. Najprawdopodobniej zasugerował: "Elizeuszu, dlaczego nie miałbyś osiąść tutaj i pastorować tym ludziom? Z pewnością masz powołanie i zostałeś dobrze do tego przygotowany. Mógłbyś pomóc w przywróceniu wielkiego dziedzictwa Betelu."
Jestem pewien, że Elizeusz słuchał, ponieważ wiedział, że jego Pan ma wielką umiejętność rozróżniania. Jednak wierzę, że ten młody człowiek bardzo szybko przypomniał sobie historię innego proroka. Bóg posłał do Betelu pewnego bezimiennego rzecznika, aby prorokował przeciwko bałwochwalstwu Jeroboama. Ten prorok wołał: "Jeroboamie, twój złoty cielec spada w dół" - i natychmiast ten bałwan spadł, rozsypując popiół z ołtarza. Kiedy Jeroboam to zobaczył zamierzył się, aby uderzyć proroka, ale nagle jego ręka została sparaliżowana.
Bóg potwierdził służbę tego bezimiennego proroka jeszcze innymi nadprzyrodzonymi dziełami. Jednak ten sam święty prorok został później zwiedziony i doprowadzony do kompromisu w wyniku braku mocy duchowej.
Kiedy Elizeusz przyglądał się tej sytuacji w Betelu, wiedział, że nie był gotowy powstać przeciwko nikczemnym duchom, jakie tam były. Zdał sobie sprawę z tego, o czym Eliasz wiedział przez cały czas - z potrzeby, aby Duch Święty dokonał większej, bardziej potężnej pracy w nim samym, zanim będzie w stanie stawić czoła temu złu w tak nikczemnym mieście. Tak więc powiedział swojemu panu: "Jako żyje Pan i jako żyjesz ty, że cię nie opuszczę" (2 Królewska 2,6). Następnie Pismo mówi: "... i szli dalej razem" (2 Królewska 2,6 BT).
Wierzę, że Betel reprezentuje ten rodzaj złego społeczeństwa, jakim stał się nasz własny naród w czasie trwania jednego pokolenia. My także żyjemy pośród szyderców i kpiarzy, cielesnych ludzi wydanych na pastwę własnych pożądliwości, bałwochwalstwa, homoseksualizmu. To obecne pokolenie jest jeszcze gorsze, niż to któremu stawiał czoła Eliasz czy Elizeusz. Ci święci prorocy widzieli, jak dzieci kpiły, bluźniły i szydziły - ale amerykańskie dzieci zabijają się nawzajem. Dziesięcioletni chłopcy gwałcą pięcioletnie dziewczynki. Młode dzieci zabijają bez żadnego poczucia winy czy żalu - mordując swoich rodziców, kolegów z klasy, niewinnych nieznajomych.
Nie chcę tutaj uogólniać, rzucając osąd przeciwko całej młodzieży. Wiem, że jest wielu pobożnych nastolatków w tym społeczeństwie, którzy mają w sobie ogień dla Jezusa. Dziękuję Bogu za każdą młodą osobę, która staje po stronie Chrystusa w tych nikczemnych czasach.
Jednak te złe dni wymagają tego, aby lud Boży uzyskał podwójną miarę Jego mocy i autorytetu, aby był w stanie dotrzeć do tego zagubionego pokolenia. To będzie wymagało takiej miary namaszczenia, jakiej jeszcze nie widzieliśmy w całej historii. To wymaga, aby święta resztka powstała, jak Elizeusz i wołała: "Och Panie, jeszcze więcej jest potrzebne."
Eliasz i Elizeusz wyruszyli do Jerycha, które oznacza "miejsce nazwane przyjemnym". Jednak to miasto było teraz jałowe, suche, zupełnie bez życia. Nie było żadnych drzew, pastwisk, owoców. Wszystko uschło, ponieważ strumień trucizny przeniknął do źródeł zaopatrujących Jerycho w wodę.
To miasto reprezentuje martwe, suche chrześcijaństwo - kościół, który Jezus opisuje w Objawieniu Jana w ten sposób: "... masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły" (Objawienie 3,1).
Eliasz ustanowił szkołę proroków w Jerychu i z pewnością razem z Elizeuszem odwiedzili tą szkołę. Niektórzy spośród młodych, początkujących proroków podeszli do Elizeusza pytając go: "Czy wiesz, że dzisiaj Pan uniesie twego pana w górę?" (2 Królewska 2,5). Elizeusz szybko uciszył ich, mówiąc im: "... milczcie!" (2 Królewska 2,5).
Ci młodzi mocni mężowie Boży byli badaczami Pism. Oni nawet mieli jakieś prorocze wizje, ponieważ wiedzieli, że Eliasz ma być tego dnia zabrany. Było to pokolenie posługujących, którzy mieli być wysłani po całej Judei i Izraelu, aby posługiwać społeczeństwu - budując szkoły, karmiąc ubogich, zwiastując i nauczając Słowa.
Ale w jasny sposób czegoś im brakowało: mocy, namaszczenia i autorytetu Ducha Świętego. Następnego dnia ci sami posługujący mieli błagać Elizeusza, aby pozwolił im poszukiwać ciała Eliasza na wypadek, gdyby Duch Święty zrzucił go na jedną z gór, bądź w jedną z dolin. Oni byli zupełnie nieświadomi jeśli chodzi o sposoby i działanie Ducha Świętego. Mogli świadczyć, głosić kazania, mówić o cudach - ale nie doświadczyli Bożej mocy dla samych siebie.
Eliasz prawdopodobnie podsłuchał ich rozmowę z Elizeuszem. Musiał się zastanawiać, czy jego sługa rozpoznał dokąd zmierzała ta cielesna służba. Tak więc jeszcze raz ten stary prorok poddał próbie swojego młodego protegowanego. Wygląda na to, że on zasugerował coś takiego: "Elizeuszu, patrzysz na to pokolenie posługujących. Jednak w oczywisty sposób możesz w nich zobaczyć brak pracy Ducha. Dlaczego nie miałbyś tutaj zostać i nauczać tych posługujących dróg Ducha? Jesteś właśnie tym człowiekiem, który może przebudzić ten martwy, suchy, intelektualny kościół."
Ale Elizeusz wiedział, co by się stało, gdyby zaczął pastorować tym posługującym. Oni pozostaliby rozmiłowani w pełnej mocy posłudze Eliasza - stale stawialiby go w krzyżowym ogniu pytań na temat: "ile godzin dziennie twój pan spędzał na modlitwie? Jak wiele czasu poświęcił on studiowaniu zakonu? Jakich używał metod? Jakich nauczał doktryn?"
Elizeusz skończyłby na tym, że cały swój czas poświęcałby na relacjonowaniu przebudzeń i cudów z przeszłości, a ci młodzi posługujący cały swój czas i energię spędziliby próbując być małymi Eliaszami, mając nadzieję na odtworzenie jego cudów - jednak bez mocy i autorytetu Ducha Świętego.
Dzisiaj kościół wpadł w tą samą pułapkę. My badamy różne ruchy i przebudzenia z przeszłości, szukamy klucza, próbując odkryć metody ściągnięcia ognia z nieba. Odkąd pamiętam, kościół zawsze wołał o przebudzenie Ducha Świętego w starym stylu. Jednak to wszystko wynika z pragnienia ujrzenia, jak Bóg odtwarza coś, co uczynił w przeszłości.
Elizeusz odparł teraz w taki sposób swojemu nauczycielowi-doradcy: "Nie zostanę tutaj. Nie opuszczę cię" (zobacz 2 Królewska 2,2.4.6). On wiedział, że nie był w stanie wywrzeć wpływu na kogokolwiek w tym martwym, suchym kościele, dopóki nie otrzyma swojego własnego dotknięcia od Boga. On nie mógł polegać na wielkich dziełach, jakich dokonał Eliasz i wcale nie miał zamiaru spocząć na czymś, co byłoby mniejsze niż miara Ducha większa niż ta, którą posiadał jego nauczyciel.
Mówił on Eliaszowi: "Ja mam szacunek dla wiary moich przodków, duchowych gigantów przeszłości, ale wiem, że Pan chce uczynić nową rzecz i muszę mieć dotknięcie od Niego większe, niż cokolwiek co widziano do tej pory."
Chcę teraz wrócić do sceny nad rzeką Jordan. Dlaczego Eliasz nalegał na cudowne przejście przez tą rzekę. Jordan nie był jakąś głęboką, szeroką rzeką, a Pismo nie daje żadnego dowodu na to, że ta rzeka wylała w tym czasie. Poza tym po drugiej stronie było pięćdziesięciu silnych młodych proroków, którzy mogliby zbudować dla nich tratwę, co byłoby kwestią kilku godzin.
Wierzę, że Eliasz chciał nauczyć swojego następcę, że cudowne przejścia przez tą rzekę, jakie miały miejsce w przeszłości - od Mojżesza, przez Jozuego do dnia obecnego - były wszystkie antyczną historią. On chciał postawić Elizeuszowi takie wyzwanie, jak gdyby miał powiedzieć: "Kiedy zaczniesz własną służbę i będziesz głosił, że Bóg jest Bogiem cudów, będziesz musiał zaświadczyć o tym, czego On dokonał dla ciebie osobiście. Ja wkrótce odejdę, Elizeuszu. Chcę abyś jutro, kiedy powrócisz nad tą rzekę przeszedł ją w taki sam sposób, jak myśmy to zrobili. Uwierz Bogu co do cudu w twoim własnym życiu."
Większość z nas nie ma wiary, aby uwierzyć Bogu co do naszych własnych cudów dzisiaj. Spędzamy czas zagłębiając się w niesamowite cuda w Piśmie. Jednak Bóg w tym wszystkim chce nam powiedzieć: "Mam dla was nawet coś lepszego. Chcę dokonywać cudów w waszym życiu - chcę przemieniać wasz dom, naprawić wasze małżeństwo, zbawić waszych nie nawróconych najbliższych. Będziecie musieli stawić czoła waszemu własnemu Morzu Czerwonemu, waszej własnej rzece Jordan - a ja chcę rozdzielić te wody dla was."
Stary prorok nie zaoferował tego jak gdyby mógł wyskoczyć z lampy i spełnić trzy życzenia, jak jakiś dżin. On zaoferował to Elizeuszowi jako Boży nauczyciel wiary. Była to ostatnia próba i chciał on zobaczyć w jaki sposób ten młody posługujący odpowie na nią.
Wierzę, że większość chrześcijan dzisiaj odpowiedziałaby: "Społeczeństwo jest wypaczone, a rzeczy stają się coraz bardziej chaotyczne przez cały czas. Jestem już zmęczony tą walką i znużony tym nękaniem przez diabła. Teraz niebezpiecznie jest po prostu żyć. Eliaszu zabierz mnie ze sobą, ja chcę iść już do domu. Z pewnością w tym rydwanie jest wystarczająco miejsca dla dwojga."
Rzeczywiście, nasze wołanie jako ludu Bożego powinno brzmieć: "Przyjdź, Panie Jezu." Jednak Jezus mówi nam także: "Handlujcie, aż przyjadę" (Łukasza 19,13 BG). Kiedy On wstępował do nieba, dał swoim uczniom takie polecenie: "Dlaczego tu stoicie przypatrując się? Idźcie i pozostańcie do czasu aż znów powrócę."
Elizeusz wiedział, że jego miejsce nie było w tym czasie u Pana. On wiedział, że Bóg nadal płakał nad buntowniczymi dziećmi Betelu i jałowym kościele w Jerychu. Wiedział też, co było potrzebne: on musiał pozostać i przyjąć odpowiedzialność stawiania czoła złemu społeczeństwu oraz martwemu systemowi religijnemu.
Jestem pewien, że powiedział tak Eliaszowi: "Pokazałeś mi stan w jakim znajduje się to społeczeństwo i ten kościół. Wiesz o tym, ze będę potrzebował więcej mocy, namaszczenia i autorytetu niż ktokolwiek przede mną. Tak więc proszę cię o miarę Ducha, dwa razy większą o tej, którą Bóg dał tobie." "Proszę niech będzie dwójnasobny duch twój we mnie" (2 Królewska 2,9 BG).
Kiedy Eliasz to usłyszał, odpowiedział: "O trudną rzecz poprosiłeś..." (2 Królewska 2,10). Jednak dla kogo to zadanie miało być trudne? Czy miało ono być trudne dla Boga? Czy miało ono być trudne dla Eliasza, człowieka, który wzbudził z martwych umarłego i ściągnął ogień z nieba?
Nie, to miało być trudne dla Elizeusza. To było coś, co on będzie musiał zdobyć dla samego siebie. Eliasz nie miał takiej możliwości, aby obdarzyć swojego sługę nawet tą miarą Ducha, która spoczywała na nim samym. Tylko Bóg może udzielić Swojego Ducha człowiekowi.
Ale Eliasz odpowiedział: " ... lecz jeśli mnie ujrzysz w chwili, gdy będę od ciebie wzięty, spełni ci się to, a jeśli nie, to się to nie spełni" (2 Królewska 2,10). Ważne jest, aby zauważyć, że słowa "gdy" oraz "będę" w tym wersecie nie pojawiają się w oryginalnym tekście hebrajskim. One zostały wstawione później do tekstów współczesnych przekładów. Dlatego wierzę, że Eliasz mówi tak do Elizeusza: "Jeśli będziesz mnie widział, jako zabranego od ciebie".
Eliasz innymi słowy mówił: "Duch Święty nie może w tobie wykonać wyjątkowej pracy, dopóki będziesz ciągle polegał na swojej pamięci. Musisz uważać mnie za takiego, który odszedł. Już mnie więcej nie potrzebujesz Elizeuszu. Zwróć się do Pana, którego Duch pracował także we mnie. On odpowie na twoje wołanie."
W momencie, kiedy Elizeusz zobaczył, jak jego pan zniknął w niebiańskim rydwanie wziął na siebie odpowiedzialność kontynuowania Bożej pracy w tym pokoleniu. Kiedy stanął nad Jordanem i uderzył wodę, słowa, które wypowiedział brzmiały: "Gdzie jest Bóg Eliasza?" Młody prorok mówił: "Panie, wszyscy spośród moich duchowych przodków są martwi i odeszli, a ta straszna godzina wymaga nawet więcej niż dawałeś do tej pory. Działaj znowu Panie - tym razem przez mnie. Muszę zostać przyobleczony w moc większą miarą Twojego Ducha."
Teraz, po otrzymaniu Bożego dotknięcia Elizeusz wyruszył naprzód z własną wiarą. Jego pierwszy przystanek był w Jerychu. Ta szkoła pięćdziesięciu proroków natychmiast rozpoznała Boże dotknięcie nad nim, mówiąc: "Ten sam Duch, który spoczywał na Eliaszu, spoczął teraz na Elizeuszu". Dla wszystkich było oczywiste, że ten ukryty sługa poruszał się w głębszej mocy i autorytecie Ducha.
Ci młodzi prorocy tak powiedzieli Elizeuszowi: "Położenie miasta jest miłe, jak ty, panie mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów" (2 Królewska 2,19 BT). Oni mówili: "W wodzie jest trucizna i ona zabija wszystko." Jednak oczywistym jest, że tych pięćdziesięciu mężów Bożych było bezsilnych jeśli chodzi o powstrzymanie trucizny od przynoszenia śmierci w Jerychu.
Zgodnie z tym, co mówi Izajasz, to "miłe położenie" reprezentuje posługę. "Zaiste, winnicą Pana Zastępów jest dom izraelski, a mężowie judzcy ulubioną jego latoroślą..." (Izajasza 5,7) [angielski przekład Biblii KJV zamiast słowa "ulubioną" używa słowa "miłą"]. Woda reprezentuje w tym fragmencie także Słowo Boże.
Czy widzisz ten obraz? Zatrute wody Jerycha oznaczają zatrute słowo, jakie jest głoszone z niektórych kazalnic. Ci mężowie Boży nigdy nie rozprawili się ze swoimi własnymi grzechami, tak więc ich kazania były pełne trucizny, która wypływała z zepsutych serc. Ich kazania skupione na ciele, w których nie było żadnego życia powodowały duchową śmierć pośród ludu.
Pokażcie mi kaznodzieję za kazalnicą, który już nie wierzy w nieomylność Bożego słowa - który odrzucił narodzenie z dziewicy, który jest oddany ukrytemu grzechowi, który już więcej nie płacze nad grzechem, jaki widzi w domu Bożym - a ja pokażę wam kościół, który umiera z powodu trucizny, jaka wyrzucana jest z jego serca.
Jakie było lekarstwo na truciznę w Jerychu? Było nim oczyszczenie zasobów wody i dokładnie tego dokonał Elizeusz. Wziął czyste naczynie, wypełnił je solą po brzegi i wsypał ją do źródła zaopatrującego miasto w wodę. Wkrótce wszystkie wody zostały oczyszczone, a życie zakwitło dookoła.
Oczywiście sól, której użył Elizeusz, reprezentuje ewangelię oczyszczenia i świętości. Czyste naczynie, którego użył reprezentuje usługujących, którzy zostali oczyszczeni poprzez krew Chrystusa oraz uświęceni przez oczyszczający ogień Ducha Świętego, przygotowanych do głoszenia czystej ewangelii. Umiłowani, tylko te rzeczy mogą zablokować napływ zła w domu Bożym: czyste naczynia, które chodzą w świętości i głoszą czyste słowo ze świeżym namaszczeniem.
A teraz Elizeusz powrócił do Betelu - zepsutego społeczeństwa, którego częścią było zatracone pokolenie młodzieży. I jak tylko się tam pojawił, został wykpiony:
"Stamtąd poszedł do Betelu. A gdy szedł drogą, mali chłopcy wyszli z miasta i naśmiewali się z niego, mówiąc doń: Chodź no, łysy, chodź no, łysy! Obróciwszy się więc i spojrzawszy na nich, przeklął ich w imię Pana. Wtedy wyszły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały z nich czterdzieści dwoje dzieci" (2 Królewska 2,23-24) [angielski przekład Biblii KJV zamiast słów "Chodź no, łysy" używa słów "Idź w górę, łysy"].
Cóż za straszna scena! Możesz sobie pomyśleć: "Jakże jest to okrutne, że Bóg pozwolił na to, aby takie małe dzieci zostały zaatakowane przez niedźwiedzie. Ale słowa "mali chłopcy" w tych wersetach są tylko kiepskim tłumaczeniem. Oryginał hebrajski należy czytać jako "młodzi mężczyźni".
Czy Elizeusz spowodował ich śmierć będąc w egoistycznym napadzie złości spowodowanym faktem wyśmiania go? Nie. Poruszał się bowiem w mocy i autorytecie Ducha Świętego. Jest faktem, że ci młodzi mężczyźni, którzy go wyszydzali, popełnili grzech nie do opisania. Pozwólcie, że to wyjaśnię.
Bez wątpienia chłopcy słyszeli o uniesieniu Eliasza do nieba. Jednak teraz, poprzez szydzenie z Elizeusza, wołając: "Idż w górę, łysy" [angielski przekład Biblii KJV], wyśmiewali prace Ducha. Słyszeli prawdę o świętej pracy Ducha, ale nie akceptowali jej. Ich poczynania względem Elizeusza, były aktem szyderstwa przeciwko służbie Ducha Świętego - były grzechem niewybaczalnym.
Przez wiele lat Bóg był cierpliwy dla upadłego kościoła w Betelu. Całe rzesze tłumnie tam przychodziły, aby uwielbiać Boga przy ołtarzu ugody. Pan posłał wielu, włączając w to samego Eliasza, aby wypowiadali ostrzeżenia. Ale nadszedł czas, kiedy Bóg nie był już w stanie tolerować bałwochwalstwa i nikczemności tego miasta. Tak więc ogłosił sąd, posyłając na tą nikczemną scenę człowieka z podwójną miarą Ducha Świętego. Elizeusz poruszał się w Betelu z autorytetem, głosząc sąd przeciwko ich grzechowi.
Zbyt wielu młodych usługujących polega dzisiaj na tych samych cielesnych metodach, na jakich polegał upadły kościół w Betelu. Oni wnoszą do domu Bożego tą samą muzykę, która wcześniej wzbudziła bunt i cielesność w tym narodzie. Oni ankietują przesiąknięte grzechem społeczeństwo, aby dowiedzieć się w jaki sposób mogą zwabić niewierzących do budynku kościelnego. Zamiast zaoferowania uwielbienia, wystawiają farsę, zabawę i koncerty rockowe. Próbują zabawić młodzież, niż raczej skonfrontować ją z jej grzechami i pustką przy pomocy prostej, czystej ewangelii.
W podobny sposób kościół stawia dzisiaj czoła temu samemu duchowi szyderstwa, jakiemu stawiał Elizeusz. Bojowi homoseksualiści szydzą z Bożego Słowa. Prestiżowe muzea w Nowym Jorku z dumą wystawiają bluźnierczą sztukę: krzyż Chrystusa zanurzony w naczyniu z moczem, portret dziewicy Marii pomazany odchodami słonia. Taka zuchwała, arogancka nikczemność była kiedyś nie do pomyślenia.
Podczas, gdy w tych ostatnich dniach grzech się pomnożył, miałem kontakt z wieloma pobożnymi poszukiwaczami Boga. Nazywam tych ludzi "kompanią Elizeusza". Oni idą na przód razem z Panem, wstawiając się, smucąc się z powodu nikczemności w społeczeństwie i kościele, dążąc do większego namaszczenia Duchem. Oni wszyscy słyszą to samo przesłanie od Pana: Sąd jest u drzwi. Kiedy analizują straszne katastrofy, jakie mają miejsce - powodzie, huragany, śmiertelne plagi komarów * - wiedzą, że to Bóg przemawia.
Osobiście nie jestem usatysfakcjonowany przesiadywaniem i studiowaniem przebudzeń, jakie miały miejsce w przeszłości. Chcę widzieć pracę Ducha Świętego, dokonującą jeszcze większych cudów, co do których mamy obietnicę Jezusa. Będę kontynuował głoszenie miłosierdzia i łaski wszystkim, którzy mają uszy do słuchania, ale nie będę słabeuszem, który tchórzy przed szydercami. Nadszedł czas, aby ostrzegać wszystkich, którzy nienawidzą Chrystusa: Ich czas się kończy. Bóg doprowadzi ich do bankructwa przez straszne sądy. A kiedy to się będzie działo, nawet najbardziej zatwardziali powiedzą: "Tego dokonuje Bóg".
Ta kompania Elizeusza nie zadowoli się istniejącym stanem rzeczy, ani też odtwarzaniem pewnych przebudzeń, jakie miały miejsce w przeszłości. Właśnie teraz, są zamknięci sam na sam z Panem, modląc się bez przerwy o więcej mocy Ducha Świętego. Przygotowują swoje serca, aby zobaczyć jak Pan dokonuje nowej rzeczy w tych ostatnich dniach.
Chodzi tutaj o plagę komarów, jaka miała miejsce w 1999 r. w Nowym Jorku, gdzie wiele osób straciło życie w wyniku ukąszeń komarów - przyp. tłum.